wtorek, 29 lipca 2025

Zaproszenie na kolację

CYKL: "LOST SONS OF ARGENTINA" (TOM 2)

 

Utrzymany we włoskim klimacie romans ludzi z wyższych sfer, jest drugim tomem miniserii. Nie wiem tego, jaki jest pierwszy tom, gdyż nie miałam okazji go przeczytać. Przypuszczam jednak, że w pierwszej części mogła być opisana historia romansu Finna i Georgie Calvertów.

Tą część rozpoczyna się rodzinną imprezą. Właśnie trwają chrzciny małego Josha - syna Finna Calverta i jego pięknej żony Georgie. Matką chrzestną jest przyjaciółką Georgie - Carla Blake. Obie kobiety właśnie rozmawiają, kiedy uwagę Carli przyciąga mężczyzna stojący przy oddalonym od nich drzewie. Carla szybko podbiega do nieznajomego i ze zdziwieniem stwierdza, że ten facet wygląda bardzo podobnie jak mąż przyjaciółki! Tajemniczy mężczyzna przedstawia się jako Federico Rossi. Zaintrygowana Carla zaczyna podejrzewać, że to może być zaginiony brat Finna. Niesamowity zbieg okoliczności, tym bardziej, że Finn już od dłuższego czasu próbuje odszukać brata, z którym został rozdzielony w dzieciństwie...
Federico zaczyna flirtować z Carlą, lecz ona będąc niewzruszoną na jego zaloty, umieszcza mężczyznę w gabinecie Finna, każe mu poczekać, a sama biegnie po szwagra, żeby zawiadomić o szczęśliwie odnalezionym członku rodziny. Jednak z czasem Federico znika...
Co się wydarzy? Dlaczego mężczyzna niespodziewanie zniknął? Czy Federico jest tym za kogo się podaje i czy Finn odnajdzie brata? Jak potoczą się losy bohaterów? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań należy szukać w lekturze ksiażki Lucy King.
 
Podchodziłam do tej ksiażki z mieszanymi uczuciami. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie mam wygórowanych oczekiwań co do harlequinów, a po drugie nie czytałam pierwszego tomu i obawiałam się, że się nie wgryzę w temat. Tego drugiego akurat nie musiałam się obawiać, gdyż fabuła ksiażki jest tak poprowadzona, że nie trzeba znajomości pierwszej części.
 
Z kolei, jeśli chodzi o moje ogólne wrażenia, wprawdzie czytałam już ciekawsze romanse, ale tu też nie jest najgorzej. Pierwsze rozdziały zirytowały mnie wybuchem pożądania już w pierwszych rozdziałach. Doceniam jednak, że później Autorka skupia się na ciekawszych tematach, do których - poza perypetiami Carli w Wenecji - należą między innymi: psychologiczne aspekty postaci, ich przeszłość, charakter i osobowość. Dodajmy do tego dociekliwość Carli, spryt Federica, trochę, romantyzmu, sarkastycznych dialogów i mamy nie najgorzej opowiedzianą historię.

Data przeczytania29-07-2025 (od: 27-07-2025)

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                          3/5

poniedziałek, 28 lipca 2025

Dzisiaj wyjdę za mąż

"Dzisiaj wyjdę za mąż" to romans, którego akcję osadzono w klimacie arabskim. Mamy szejka Zamira, który po śmierci wuja ma zostać następcą tronu., Jednak, aby ten fakt się dopełnił, Zamir musi się ożenić. Ma też określony czas na poślubienie wybranki. Wszystko jest z góry ustalone. Jego żoną ma zostać Samia, która jednak została zmuszona do tego małżeństwa przez swojego ojca-tyrana.  Jednak narzeczona, w porozumieniu ze swoją kuzynką Mirandą, opracowują misterny plan, który ma na celu nie dopuścić do tego mariażu... Jednak Zamir musi mieć małżonkę, jeśli ma zostać szejkiem. I to musi być ktoś, pochodzący właśnie z tej rodziny, bo jak inaczej zjednoczy dwa państwa: Aboussir i Qu'sil, jeśli nie za pomocą małżeństwa? Skoro więc wybranką nie będzie Samia, to siłą rzeczy musi nią być... Miranda!
Jak potoczą się losy Zamira i Mirandy?  Czy dojdzie do ślubu? Czy Miranda znajdzie szczęście poślubiając obcego mężczyznę? Tego już należy dowiedzieć się z lektury książki Annie West.
 
Historia jest może trochę naciągana, ale rekompensują to: krótkie rozdziały, dynamiczny i ciekawy początek, wartka akcja oraz nieco sarkastyczna osobowość głównej bohaterki. I mimo, że na ogól nie mam najlepszego zdania o romansach tych harlequin, tak w przypadku tej ksiażki śmiało mogę stwierdzić, że nawet dobrze mi się to czytało.

Data przeczytania27-07-2025 (od: 25-07-2025)

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                          3/5

 

sobota, 26 lipca 2025

Historia bez cenzury, nr 04-05 (96-97) 2024 r.

Ten numer "Historii bez cenzury" jest pierwszym, który przeczytałam, ale z pewnością nie ostatnim przez wzgląd na zawarte w nim interesujące, merytoryczne teksty. Wśród artykułów, które w tym numerze najbardziej mnie zainteresowały są:

- "Mit geniuszu Piłsudskiego" (str. 4-9) (6/10) - okładkowy temat numeru autorstwa Jana Pińskiego, w którym przedstawia on Marszałka jako nieudolnego przywódcę, który nie znał się na prowadzeniu wojny, ale miał w sobie na tyle tupetu, by samego siebie ogłosić Marszałkiem. W tym artykule Piłsudski to cynik i przywódcza miernota jednocześnie.
- "Kiedy Francuz rządził Rzeczpospolitą" (str. 16-23) (7/10) - bardzo ciekawy artykuł Jerzego Beskidzkiego, będący fragmentem książki "Seks i władza. Dewianci, erotomani, seksoholicy", w którym czytelnik może przeczytać interesujące fakty o życiu i rządach (choć bardziej tu pasuje raczej określenie "nierządu") we Francji i Polsce.
- "Dekolonizator Hiszpanii" (str. 36-41) (6/10) - interesujący artykuł Huberta Dziewanowskiego, w którym przybliża on postać rewolucjonisty Simona Bolivara, który postanowił wyzwolić Amerykę Południową spod hiszpańskiej władzy.
- "Europa księżniczki batowskiej" (str. 46-49) (7/10) - bardzo ciekawy tekst Tomasza Pichóra, zawierający historię życia i kariery nieślubnej córki polskiego hrabiego Aleksandra Batowskiego, czyli Doroty Biron, która odegrała sporą rolę między innymi podczas Kongresu Wiedeńskiego.
- "Włoska teokracja" (str. 62-65) (6/10) - Girolamo Savonaroli, który urodził się w Ferrarze, został kaznodzieją, wyjechał do Florencji, gdzie z czasem ustanowił władcą miasta... Jezusa Chrystusa. Jak doszedł do władzy, jak udało mu się uzyskać posłuch wśród ludzi, jak się sprawował ten mnich, który siebie samego miał za proroka? Odpowiedzi między innymi na te pytania w interesującym artykule Andrzeja Nowickiego.
- "Tajemnica śmierci miliardera" (str. 78-85) (6/10) - długi, ale ciekawy artykuł Aleksandra Pińskiego, w którym Autor podejmuje próbę odpowiedzi na tytułowe pytanie. Co się wydarzyło feralnego 4 lipca 1928 roku, kiedy to Alfred Loewenstein zginął tragicznie? Czy to był wypadek, samobójstwo, a może morderstwo? Artykuł wart uwagi.
- "Wielka ucieczka prezydenta" (str. 94-97) (6/10) - interesujący artykuł o przebiegu wielkiej ucieczki polskiego prezydenta Ignacego Mościckiego, który we wrześniu 1939 roku uciekł z kraju, by ostatecznie osiąść w Rumunii z zamiarem dalszego prowadzenia interesów polskiej polityki. Czy mu to się udało? Odpowiedź w tekście Andrzeja Ceglarskiego.

Data przeczytania: 26-07-2025 (od: 20-08-2024)

LC            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          6/10                          3/5

piątek, 25 lipca 2025

Kochankowie z Sydney

W książce Anne Oliver przenosimy się do Australii, gdzie poznajemy Emmę Byrne, czyli druhnę honorową na ślubie swojej siostry - Stelli. Drużbą ma być Jake Carmody. Mężczyzna nie jest osobą, o którym Emma na dobre zdanie. Uważa go za lekkoducha, playboya, do tego jeszcze ten szemrany interes w postaci nocnego klubu... W trakcie przygotowań do ślubu między Emmą, a Jakiem iskrzy i to bynajmniej nie z z powodu sympatii. Z czasem jednak wszystko się zmienia, a para idzie na pewien układ... Co wyniknie z tej znajomości? Tego należy się dowiedzieć z lektury książki Anne Oliver.
 
A jaka jest ta historia? Nie najgorsza, choć naiwna i schematyczna - jak zresztą większość tych romansów. Jednak doceniam, że nikt tu się z nikim nie kłóci bez sensu przez 3/4 książki, ani nie roztrząsa swoich biznesowych perypetii. Ot, mamy parę, która początkowo za sobą nie przepada. Coś tam sobie trochę dogadują, wiadomo: "kto się czubi, ten się lubi". Dzisiaj nazywamy to "enemies to lovers"...
 
Książka pozostawia po sobie ogólne wrażenie romantycznej historii. Nie znajdziemy tu licznych scen erotycznych, ani pikantnych opisów miłosnych uniesień. I choć nie jest to szczyt literatury, to uważam ją za niezłą w swoim gatunku. Taka lekka lektura na lato, niezobowiązująca, którą szybko się czyta i której treść przyjemnie "wchodzi zabijając nam czas", choć zapewne wyleci tak szybko, jak wleciała.

Data przeczytania25-07-2025 (od: 22-07-2025)

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

5/10          2,5/5                      5/10                          2,5/5

wtorek, 22 lipca 2025

Druga podróż poślubna

Po ostatniej podróży na wyspę Praxos, pozostaję w słonecznej Grecji. Tym razem wzięłam na celownik zupełnie inną, nową harlequinową opowieść z cyklu "Światowe Życie Extra", nie mając wielkich oczekiwań co do kolejnego lekkiego romansidła, ale mając niewielką nadzieję, że Pani Monroe nieco odczaruje mi Grecję, którą przedstawiła mi Susan Stephens w swojej historii.
 
W książce poznajemy byłe małżeństwo: Chloe i Arystona Spiridakou. Chloe wyszła za Arystona, bo tak chciał jej ojciec Eber Dioletis. Głównie chodziło o to, aby ten związek był zwykłą transakcją biznesową. Warunkiem miało być też spłodzenie potomka, czego życzył sobie dziadek Chloe. Jednak para poróżniła się zarówno w sprawach biznesowych, jak i co do posiadania potomstwa. Doszło do rozwodu. Po niemal dwóch latach Chloe pojawia się w biurze Arystona. Okazuje się, że Rea - siostra Chloe ma problemy małżeńskie, a firma Dioletis Industries również nie najlepiej stoi, wobec czego, najlepszym wyjściem byłoby połączenie firmy z Spiridakou & Sons Enterprises. Cóż z tego wszystkiego wyniknie? Czy dojdzie do porozumienia między byłymi kochankami, a tym samym do fuzji firm? Tego już należy dowiedzieć się z lektury książki Lucy Monroe.
 
Jak widać po ogólnej ocenie, Lucy Monroe nie odczarowała mi tej Grecji. Co mi się nie podobało? Słaba fabuła, która jest tak bzdurna, że kilkakrotnie kręciłam głową z niedowierzania. Przez pół ksiażki Chloe i Aryston "miotają się" w swoich poczynaniach: od spontanicznego seksu w biurze przez sprzeczki, grzebanie we własnej przeszłości i roztrząsanie dawnych problemów. Co ciekawe, wszystko to dostajemy już w  pierwszych dwóch rozdziałach, przy czym drugi rozdział pobił rekord standardów dla harlequinów, będąc tak długim, że ciągnie się do połowy książki. W efekcie rozdział przytłacza problemami małżeństwa i zniechęca do lektury całości. Jeśli ktoś zastanawiałby się czy dalej jest lepiej, to cóż... rozczaruję - jest tylko gorzej. Para kłóci się, nawet przy obcych ludziach, a moja irytacja sięga zenitu, kiedy po raz kolejny roztrząsają kwestię stosowania w przeszłości antykoncepcji przez Chloe, co było przecież głównym powodem, dla którego on podpisał papiery rozwodowe.
 
W skrócie: on ją kocha i pożąda, ale jest przekonany, że ich małżeństwo było dla niej tylko intratnym biznesem. Nie wie, że ona go tak naprawdę kocha i zawsze kochała przez cały ten czas, kiedy nie byli już razem. Natomiast ona jest przekonana, że on jej nigdy nie kochał i nie kocha, a teraz jedynie zgodził się na połączenie firm, żeby ratować jej rodzinną firmę, bo przecież jest taki interesowny.
 
Nudna treść, w którą nie warto się zagłębiać, nie polecam. Serio, nawet pośród tych lekkich harlequinów są lepsze (a bywa, że i mądrzejsze) romanse. Sprawdziłam - ten śmiało można sobie odpuścić, chyba, że ktoś lubi torturować się czytaniem o tym, jak dwoje ludzi przez większość książki na zmianę omawia biznesowe sprawy albo kłóci się o bzdety po to, żeby zaraz pogodzić się idąc ze sobą do łóżka/samochodu, czy gdziekolwiek tam jeszcze.

Data przeczytania22-07-2025 (od: 14-07-2025)

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

2/10          1/5                         2/10                          1/5

poniedziałek, 21 lipca 2025

Wszystkie drogi prowadzą do ciebie

"Wszystkie drogi prowadzą do ciebie" to druga książka z mojego tegorocznego zestawienia "TBR polecenia znajomych". Zaproponowana mi, książka Mariany Zapaty jest zarazem pierwszą tej Autorki, którą miałam okazję przeczytać.

Rzecz dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Poznajemy historię, którą opowiada nam jej główna bohaterka - Aurora De La Torre. Dziewczyna, po tym jak rozstała się ze swoim chłopakiem, idzie przez życie sama. Ponadto, bardzo tęskni za swoją matką, która wiele lat temu zaginęła bez wieści. Aurora, mając nadzieję natrafić na jakiś (nawet najmniejszy) ślad matki, postanawia wrócić do rodzinnego miasteczka. A kto wie? Może nawet zdecyduje się zostać tam na stałe? Na początku musi się jednak "gdzieś zaczepić". W tym celu wyszukuje oferty wynajmu i natrafia na całkiem dobrą propozycję małego pomieszczania nad garażem, w domu, który mieści się właśnie w jej rodzinnej miejscowości. Nie może być lepiej! Jednak, na miejscu okazuje się, że wynajęcie nowego lokum nie będzie takie łatwe... Przegania ją niejaki Tobias Rhodes, właściciel domu! O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego właściciel, który zamieścił przecież ogłoszenie, nagle zachowuje się tak grubiańsko? Czy Aurorze uda się dogadać z Panem Rhodsem? Co wyniknie z całej tej znajomości i czy dziewczynie uda się w końcu  odnaleźć zaginioną matkę? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań, należny szukać w książce "Wszystkie drogi prowadzą do ciebie".
 
A jakie są moje wrażenia? Muszę przyznać, że początkowo przeraziły mnie gabaryty tej książki, gdyż nieczęsto zdarza mi się czytać powieści mające więcej niż pięćset, bądź sześćset stron. To, co zrobiło na mnie największe wrażenie, jest jednocześnie tym, czego się obawiałam - czyli powolna akcja. Jestem bardzo zaskoczona, iż książka napisana w stylu "slow burn" aż tak bardzo mi się spodobała. Przypuszczałam, że rozwleczona fabuła będzie się strasznie dłużyła i, że w rezultacie, nie będę mogła doczekać się jej końca, Tymczasem historia Aurory i Rhodesa niezwykle mnie wciągnęła, a to, że czytałam ją przez kilka miesięcy jest paradoksalnie dowodem na to, jak bardzo mi było żal rozstawać się z tymi bohaterami. Tak, bo lubiłam powracać do tego ich małego świata, aby móc wciąż rozsmakowywać się w tej historii.
 
Opowieść, którą snuje nam Zapata, jest niespieszna, co jest jej sporym atutem. Dzięki temu zabiegowi czytelnik ma szansę lepiej poznać charakter bohaterów, ich osobiste historie, słabości i motywy, którymi kierują się w życiu oraz poczuć emocje, które momentami aż buzują w tej historii. Autorka z wyczuciem, a niekiedy humorystycznym zacięciem, przedstawia kolejne perypetie, a czytelnik obserwuje wydarzenia, myśląc jak to wszystko dalej się potoczy. Im dalej, tym bardziej wciągamy się w fabułę. Jest to mocny atut, zwłaszcza dzisiaj, kiedy w dobie szybkich romansów, uczucia wybuchają między bohaterami już po dwóch, czy trzech rozdziałach. Taki właśnie niespieszny "slow burn" może więc być miłą, przyjemną  odskocznią - perełką pośród wielu - w której każdy gest, każde spojrzenie, zbliżenie, każde niewypowiedziane słowo mają znaczenie. To jedna z takich historii, która pokazuje, że napięcie i chemia między bohaterami nie muszą być oczywiste, a najbardziej elektryzują wolno rozwijające się, wymagające cierpliwości działania. Natomiast, kiedy już coś się wydarzy, to trafia z większą mocą, nawet jeśli czytelnik domyślał się, że niektóre ze zdarzeń kiedyś będą miały w końcu miejsce. Właśnie taka jest ta historia - nie przekombinowana, gdzie kolejne wydarzenie nie zaskakują, bo są naturalną koleją rzeczy.
 
Opisana tu relacja nie jest tylko zwyczajną historią romansu. To studium uczuć, które zostały pieczołowicie wypracowane, zbudowane na mocnych fundamentach: przyjaźni, wzajemnym szacunku, tęsknocie i wspólnych przeżyciach. I to jest chyba najpiękniejsze – bo przypomina, że prawdziwa miłość to coś więcej niż chemia. To przywiązanie, przyjaźń, zaufanie, wzajemne wsparcie w trudnych chwilach, odpowiedzialność. To też zwyczajna miłość budowana w codzienności - z rozmów, małych gestów i ze zwykłej obecności - jak to w życiu bywa. Dlatego próżno tu szukać miłości od pierwszego wejrzenia, szybkiego seksu i jeszcze szybszego ślubu - jak to na przykład zazwyczaj możemy obserwować w tanich, harlequinowych romansach. 
 
Książka jest bardzo dobrze napisaną romantyczną powieścią, którą przeczytałam z prawdziwą przyjemnością, mimo że romanse nie są moim ulubionym gatunkiem. Tak po prawdzie, gdyby wszystkie romanse były tak dobrze napisane, to może byłaby szansa, że bardziej polubiłabym ten gatunek literatury.
 
Polecam tą książkę, każdemu, kto lubi takie ładnie opowiedziane, ciepłe historie, które rozwijają się powoli - niczym w prawdziwym życiu. Takie, gdzie Autor/Autorka zamiast na pokazaniu idealnej historii jak z bajki o Kopciuszku, bardziej skupia się na pokazaniu głębi relacji zbudowanej na powolnym poznawaniu siebie bohaterów, wspólnych rozmowach, przeżyciach. Natomiast, w kwestii uczuć,  zamiast zaczynać od razu z wysokiego "C" - pokazuje je czytelnikowi w drobnych gestach i czynach. Bo czasem to tych najcichszych historii można wydobyć najwięcej emocji.

Data przeczytania21-07-2025 (od: 08-05-2025)

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

7/10          4,5/5                      7/10                          3,5/5

poniedziałek, 14 lipca 2025

Szczęście jest tak blisko

Wciąż kontynuuję sprawdzanie harlequinowych romansideł pod kątem wyłapania tych lepszych pośród tych gorszych. Tym razem wybrałam książkę Susan Sgephens z serii "Światowe życie". Mamy więc znów perypetie bogaczy. Tym razem jednak zmieniłam klimat, choć niedaleki od włoskiego, gdyż przenosimy się na wyspę Praxos, położoną na zachodnim wybrzeżu Grecji.
 
Poznajemy więc Xandera Tsakisa, którego przed laty adoptowało zamożne małżeństwo, czyli Elena i Romanos Tsakisowie. Mężczyzna wychowywał się w cieniu przyrodniego brata Achillesa, który do aniołków nie należał. Wyspa Praxos należy do Achillesa, choć on nie jest przychylnie nastawiony do jej mieszkańców. Ostatecznie to właśnie Achilles doprowadza wyspę do ruiny. Można więc powiedzieć, że wszyscy oddychają z ulgą, gdy właściciel wyspy na własne życzenie znika ze sceny, a stery panowania na Praxos przypadają nikomu innemu, jak właśnie Xanderowi. Po nieszczęśliwym wypadku, w którym ginie Achilles wraz z ojcem - Romanosem, na barkach Xandera staje się odbudowanie wszystkiego, co zniszczył jego nierozsądny brat. Pewnego dnia Xander w iście epickim stylu przylatuje na wyspę robiąc wrażenie na miejscowej nauczycielce - angielce Rosy Boom. Kobieta jest typową szarą myszką i z miejsca zakochuje się w swoim nowym szefie. Poznają się bliżej podczas corocznej uroczystości Panigiri. Oboje obierają sobie za cel przywrócenie harmonii na wyspie Praxos. Co wyniknie z tej znajomości, tego już należy dowiedzieć się z lektury ksiażki.
 
Patrząc na tytuł: "szczęście jest blisko", ale samej książce daleko do tego, aby szczęśliwie nazwać ją choćby niezłą. Jest po prostu słabo napisana. Kuleje pod kątem fabuły, która jest nijaka. Pierwsze rozdziały skupiają się na aspekcie ratowania wyspy, wzdychaniach Rosy i peanach na cześć jego niezwykle przystojnej urody i umięśnionego, wręcz ociekającego seksem ciała. Później, głównym celem jest pokazanie niezwykłej istoty, jakże ważnej uroczystości Panigiri, które na tej wyspie jest obchodzone co roku, a tym razem ma być otwarte przez samego bossa Xandera. Nagle, gdy nasza dwójka zaczyna czuć pożądanie, cała uroczystość i wcześniejsze roztkliwianie się nad jej istotą dla wyspy bierze w łeb. I tu zaczyna się prawdziwa komedia pod postacią użytych porównań i przenośni. Nie wiem, czy to wina tłumaczenia, czy sama Susan Stephens tak wymyśliła, ale śmiać mi się zachciało już w momencie, kiedy on "posłał ją na skraj przepaści", a "nią wstrząsnęła gwiezdna eksplozja doznań". I, choć można pomyśleć, że wszystko wróci do normy, nasza Rosy ponownie "rzuca się na krawędź rozkoszy krzycząc <<Tak!>>" podczas miłosnych uniesień. Bohaterowie miotają się we własnych uczuciach: ona by chciała, ale się boi, on nie może pojąć, że posiada uczucia. Druga połowa książki schodzi więc na wspólnym uświadamianiu sobie tego, co do siebie czują.
 
Jest to typowy harlequinowy romans, gdzie główni bohaterowie mają za sobą dramatyczną przeszłość, która najczęściej jest główną blokadą ich uczuć. I, choć w ostatnim czasie przeczytałam już parę takich opowieści, i już mnie ten schemat przestaje dziwić, to właśnie w przypadku książki Pani Stephens, odnoszę wrażenie, że jest ona o wiele bardziej chaotycznie napisana. Nawet pomimo, bądź co bądź rezolutnej Rosy i irytująco-zabawnych przenośni, które wprawdzie śmieszą, ale rozbawienie czytelnika szybko mija, gdy  efekcie dostaje nie tylko schematyczną, ale - co gorsze - nudną historię.

Data przeczytania14-07-2025 (od: 7-07-2025)

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

3/10          1,5/5                      3/10                          1,5/5

sobota, 12 lipca 2025

Cieszę się, że moja mama umarła

Jennette McCurdy swego czasu była aktorką dziecięcą, popularną głównie za sprawą serialu młodzieżowego "i Carly". W swojej książce opisuje swoje życie, ale głównie z perspektywy relacji z matką. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że owa matka była bardzo toksyczną osobą, a jej wpływ na życie Jennette był bardzo destrukcyjny.
 
Wbrew pozorom kontrowersyjny tytuł, paradoksalnie, niesie ze sobą głęboki przekaz. I, choć może wzbudzać kontrowersje, a w najmniejszym stopniu lekką konsternację, to jest całkiem uzasadnionym wytłumaczeniem trudnej relacji Jennette z matką. Wszak w swojej autobiografii, będącej jednocześnie formą autoterapii, pisze o uwolnieniu się od matki, która pod płaszczykiem matczynej "troski", była sprawczynią przemocy, psychicznej, emocjonalnej, cielesnej.  Całkowicie przejęła ona kontrolę nad życiem córki, począwszy od marzeń, na zdrowiu psychicznym kończąc.
 
McCurdy, w opowiadaniu swojej historii, nie sili się na zbędny patos. Pisze szczerze, momentami oszczędnie, czasami ironicznie. Krótkie rozdziały nie zawsze łączą się z poprzednimi. Niejednokrotnie bywa, że czytelnik odnosi wrażenie jakby przeglądał wyrywkowe zapisy z kolejnych dni w dzienniku nastoletniej dziewczyny zmagającej się z problemami. Dzięki temu buduje atmosferę intymności swoich wspomnień, do której to intymności zaprasza czytelnika, który doświadcza przeżyć Jennette .
 
A przeżycia te do łatwych nie należą. Pogoń za marzeniami, o które mała Jennette nigdy nie prosiła, bo to matka pragnęła być aktorką, ale się jej nie udało, więc wychowuje sześcioletnią córkę w przekonaniu, że będzie sławną aktorką. Przy okazji możemy się przyjrzeć drugiemu, ważnemu aspektowi tej książki, czyli toksyczności przemysłu rozrywkowego dziecięcych gwiazd w Hollywood. McCurdy opisuje kulisy produkcji programów Nickelodeon, nadużycia ze strony anonimowego "Twórcy", brak psychologicznego wsparcia, kult posłuszeństwa wobec dorosłych autorytetów. Jej opowieść jest więc nie tylko opisem własnych relacji z matką, ale też ważnym głosem w dyskusji o traktowaniu nieletnich w showbiznesie oraz obrazem tego, jak ich "sukces" bywa okupiony cierpieniem.
 
Głównym temat książki  jest jednak portret przemocy emocjonalnej. Trudna relacja młodocianej aktorki   z egoistyczną, narcystyczną matką, która zdominowała życie swojej córki. Jennette wiele lat żyła w cieniu toksycznej matki, początkowo nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo matka miała destrukcyjny wpływ na jej życie, a w późniejszym czasie nie mogąc/nie chcąc w to uwierzyć. Książka pokazuje mechanizmy przemocy domowej, które często pozostają niewidoczne dla otoczenia. Matka McCurdy kontrolowała każdy aspekt życia córki: jej wygląd, wagę, myśli, ambicje. Zmuszała ją do aktorstwa, ignorując jej niechęć, i wmawiała jej, że wszystko robi „dla jej dobra”. To klasyczny przykład przemocy emocjonalnej, podszytej manipulacją i szantażem emocjonalnym. Książka uświadamia więc, że przemoc nie zawsze ma postać krzyku czy bicia, a często może się objawiać jako „miłość”.

Pomimo ciężkiego tematu, książka daje nadzieję. Pokazuje długotrwały proces wychodzenia z dna. Proces bolesny, będący sinusoidą wzlotów i upadków, cofania się w tył, jednak ostatecznie prowadzący do celu - do zrozumienia samej siebie, a przede wszystkim do przejęcia kontroli nad własnym życiem. Czy Jennette McCurdy odniosła sukces? Jako dziecięca gwiazda z pewnością nie, ale jako człowiek zapewne jest na dobrej drodze do tego aby ten sukces osiągnąć. 
 
"Cieszę się, że moja mama umarła" to historia z rodzaju tych, które zostają z czytelnikiem na długo. Momentami brutalna i szczera, ale myślę, że bardzo potrzebna opowieść o tym, jak wielki wpływ na młodego człowieka mają traumy, o tym jak trudno uwolnić się od destrukcyjnego wpływu rodzica, który sam ma problemy ze sobą. A przede wszystkim książka pokazuje, że nawet z najbardziej mrocznych doświadczeń, można wyjść cało. Poobijanym, ale silniejszym.
 
Choć książkę czyta się szybko, to nie jest to łatwa lektura. Jest jednak potrzebna. McCurdy porusza tutaj tematy tabu: poza toksycznym rodzicielstwem i dziecięcą sławą, mamy ty też: zaburzenia odżywiania, PTSD, trudności z wyrażaniem własnych emocji. Ta opowieść jest jej głosem sprzeciwu wobec destrukcyjnym zachowaniom. Głosem, który nazywa wyżej wymienione problemy po imieniu i  wyrazem walki o swoje życie.

Data przeczytania11-07-2025 (od: 18-06-2025)

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                          3/5

poniedziałek, 7 lipca 2025

Miłość za oceanem

CYKL: "BROODING BILLIONAIRE BROTHERS" (TOM 2)


Zaskakująco dobre romansidło "To będzie ślub z miłości", który był pierwszym tomem tego mini cyklu z harlequinowej serii "Światowe Życie", rozbudziło moją chęć poznania drugiego tomu. 
 
W "Miłości za oceanem" poznajemy losy przyrodniego brata Luca Cavallero - Maxa Stone'a, który parokrotnie był wspominany w pierwszym tomie cyklu. Tam jednak grał on trzecioplanową rolę. Tu jest głównym bohaterem, spadkobiercą rodzinnej firmy i ojcem nastoletniej Amandy, która w ostatnim czasie stała się trudnym dzieckiem. Od tragicznej śmierci Lauren- żony Maxa i matki Amandy - mężczyzna wychowuje swoją córkę sam, ale najwyraźniej nie radzi sobie z problematyczną nastolatką. Najwidoczniej dziewczynce potrzeba "kobiecej ręki", dlatego postanawia, że wynajmie opiekunkę, która pomoże mu ujarzmić Amandę. Tą opiekunką staje się Paige Cooper - była aktorka filmów dla młodzieży, która obecnie chce zapomnieć o swoim dawnym życiu oraz toksycznych rodzicach, uciec od całego zamieszania związanego z  jej osobą i zaszyć się gdzieś, gdzie nikt jej nie znajdzie. Tym bardziej teraz, kiedy jej wspaniałomyślni rodzice wpadli na genialny pomysł wydania książki o ich prywatnych sprawach. Bardzo kompromitującej książki...
Jak potoczą się losy Maxa i Amandy? Czy Paige uda się ujarzmić nastolatkę w trzy miesiące, jak już na samym początku założył ojciec Amandy? Czy uda się ukryć swoją tożsamość przed niczego nie podejrzewającym Maxem? Co wyjdzie z tej znajomości? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań należy szukać w lekturze "Miłości za oceanem".
 
Wiadomo, iż romans ten już z samego opisu jest przewidywalny. Nie ma tu  zbyt wielu niespodzianek, nie ma też co się spodziewać większych, zawoalowanych tajemnic, nawet mimo intrygującego tematu tajemniczej książki o Paige. Tempo rozwijanej relacji jest wprawdzie szybkie, ale napotyka na różne przeszkody, więc jak na tak krótką historię (i jak na romans harlequinowy), wydarzenia nie następują po sobie aż tak błyskawicznie, zwłaszcza na początku. I jedyne zastrzeżenie, jakie mam w przypadku tej części, to fakt, iż bohaterowie zaczynają sami sobie zaprzeczać w kwestii uczuć. Ponadto, na kilka rozdziałów przed końcem Max staje się "dupkiem do kwadratu", zachowującym się tak, że każda normalna dziewczyna rzuciłaby go bez wahania i nie wracała pod żadnym pozorem.

 
PODSUMOWANIE CYKLU:
Trzeba  przyznać, iż Autorka stara się w miarę naturalnie prowadzić bohaterów przez fabułę, omijając maksymalnie jak najbardziej naiwne zachowania, co szczególnie widoczne było w "To będzie ślub z miłości". W drugim tomie już trochę ocieramy się o naiwność. O ile w pierwszym tomie relacja między dwójką głównych bohaterów była stopniowa, a ich zachowania przynajmniej przez kilka rozdziałów wytłumaczone motywem "haters to lovers", o tyle w tomie drugim możemy się spodziewać  szybkiego wybuchu namiętności i pożądania "od pierwszego wejrzenia".
 
Podoba mi się, że w obu tych historiach biahterowie są "jacyś", mają wprawdzie swoje problemy, traumy, jednocześnie starają się je przezwyciężyć. Plusem są postaci drugo i trzecioplanowe. W przypadku pierwszego tomu jest to wyważony brat Max, natomiast w przypadku drugiej części są nimi: zbuntowana i kapryśna Amanda oraz szofer Reg.

Obie części czyta się dobrze, ze wskazaniem na tą pierwszą część. Druga jest już trochę bardziej naciągana. Warto jednak dać szansę obu częściom, żeby wyrobić sobie własne zdanie.

Data przeczytania7-07-2025 (od: 2-07-2025)

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

5/10          2,5/5                     5/10                           2,5/5

środa, 2 lipca 2025

To będzie ślub z miłości

CYKL: "BROODING BILLIONAIRE BROTHERS" (TOM 1)


Mimo, iż wiele lat temu porzuciłam te czyttadła, to teraz konsekwentnie zagłębiam się w literaturę harlequinową, żeby sprawdzić czy może w tej masie szablonowych historyjek, trafię na jakąś perełkę... Tym razem wzięłam pierwszy tom mini cyklu "Brooding Billionaire Brothers", romansu w serii "Światowe życie". Nie powiem, bo jego opis brzmi obiecująco, choć z góry można już założyć jak ta historia się potoczy...

W książce tej poznajemy Mię Marini, przybraną córkę Jennifer i Gianniego Marini. Jej przybrany ojciec jest magnatem stalowym, jednak rodzinne przedsiębiorstwo Marini Enterprises stoi właśnie na skraju bankructwa. Przybrani rodzice wpadają więc na genialny pomysł: a co, gdyby tak dokonać fuzji i poprzez małżeństwo ich przysposobionej córki z synem milionera odrodzić podupadający biznes? Nadchodzi dzień ślubu Mii. Jej wybrankiem staje się Luca Cavallaro. Wszyscy czekają przed świątynią, ale... pan młody się spóźnia! Jakie powody kierują narzeczonym? Jak potoczą się losy tej pary? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań należy szukać w książce Clare Conelly.

Ta książka jest schematyczną sztampą tak, jak przystało na typowy harlequin. Trzeba jednak przyznać, że w porównaniu do niektórych wcześniej czytanych historii (jak na przykład w przypadku niedawngo "Balu w San Franscisco"), tutaj bohaterowie przynajmniej mają jasno określone cele i ich działania nie są "od czapy". Z góry wiemy o co chodzi i to jest w porządku. Prawdopodobnie właśnie dlatego postępowanie dwójki głównych bohaterów, ich wybory i zamierzone cele nie wydawały mi się dziwne.

Tak, jak zazwyczaj w tych historiach, również i tutaj mamy do czynienia z poranionymi przez życie duszami. Bohaterowie próbują sami sobie przedstawić swoją ciężką przeszłość, podejmując próbę zrozumienia jej i udźwignięcia tego bagażu własnych doświadczeń. O dziwo, nawet nieźle mi się czytało o tych ich problemach. Nie znam innych książek Autorki, ale przypuszczam, że spora tu zasługa sposobu w jaki jest napisana ta historia - mimo krótkiej fabuły, która zazwyczaj rozwija się "w mgnieniu oka", tutaj ma niespieszne tempo, zwłaszcza gdy poznajemy sferę osobistych, życiowych problemów Mii i jej niedoszłego narzeczonego.

Sama sobie się dziwię, że to stwierdzam, ale naprawdę nie czytało mi się źle tego romansu. Co więcej: nawet polecam ten tytuł. Mimo przewidywalności fabuły, uważam, że warto przyjrzeć się tej dwójce ludzi, próbujących poskładać swoje prywatne sprawy żeby móc stworzyć własną - być może - wspólną przyszłość.

Data przeczytania1-07-2025 (od: 1-07-2025)

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                          3/5

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty