wtorek, 25 lutego 2014

Mniej niż nic

Elisabeth Kim w swojej autobiograficznej książce pokazuje czytelnikowi losy swojego dzieciństwa.
Poznajemy ją jako trzyletnią koreańska dziewczynkę, która będąc ukrytą w plecionym koszu widzi śmierć swojej matki. Później przez całe następne życie będzie miała tę scenę przed oczami...
Dalsze losy tej bezimiennej dziewczynki są wręcz tragiczne. Kiedy już otrzymuje imię Elisabeth i wraz z nową rodziną wyjeżdża do Ameryki - można by pomyśleć, że to koniec jej koszmarów. Nic nie zapowiada, że to dopiero początek...

Jakie jeszcze przeciwności losu dosięgną małą (później nastoletnią) Elisabeth? Czy jako dorosła kobieta zazna spokoju? I jaki wpływ na jej dzieciństwo (oraz dorosłe życie) będą miały demony przeszłości? Odpowiedzi na te i inne pytania w tej autobiograficznej historii.

Większa część książki jest intrygująca i wstrząsająca. Wciąż nie mieści mi się w głowie jak dorośli mogą skrzywdzić, małą, bezbronną istotę na dodatek wmawiając jej, że wszystko co robią, robią dla jej dobra?
Opowieść ta jest tym bardziej wstrząsająca, że wydarzyła się naprawdę.

Książkę czyta się szybko od samego początku do większej połowy. To właśnie ta część jest najbardziej ciekawa - gdzie poznajemy losy Elisabeth. Na kilka rozdziałów przed końcem tempo czytania zmalało, a opisy snów autorki (oraz kilku epizodów z jej późniejszego życia) zaczęły nieco nużyć. Jednak dotyczy to wyłącznie ostatniej - czwartej części.
Ze strony wydawnictwa minusem są: zgubione niektóre wyrazy-łączniki, gdzie niekiedy zmieniało to sens zdań i lekko irytuje.

Mimo to uważam ją za dobrze opowiedzianą historię. Niejednokrotnie wywołującą wachlarz różnych emocji: w niektórych momentach empatię, wzruszenie, w innych złość, wzburzenie a czasem wstręt dla poczynań tak dorosłych wobec dziecka, jak i wobec dorosłej kobiety.

Polecam każdemu, kto lubi książki oparte o autentyczne wydarzenia, poruszające smutne, tragiczne losy ludzkie.
 
Data przeczytania: 25-02-2014 (od: 21-02-2014)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          2,5/5                      6/10                         3/5

poniedziałek, 17 lutego 2014

Auteczko

To pierwsza książka Hrabala z jaką mam do czynienia - i może niedobrze, że padło akurat na nią.
Autor opisuje tu swoje przeżycia: z jednej strony mamy wielką miłość do kotów (wręcz uwielbienie), z drugiej zaś czytamy o tym jak sam autor zmuszony był pozbyć się ukochanych zwierząt. I tak Pan Hrabal okrutnie uśmierca Rendę, Szwarcwawę i Auteczko. Poza [nieszczęsną] historią kotów mamy też opisy wielu różnych sytuacji (zakupy autora w sklepie, wypadek samochodowy, a także bardzo "interesujący" opis pewnego łabędzia (w epilogu). Ale po kolei...

Z opisu książki dowiedzieć się można, że przeczytamy o "życiu, którym rządzi przeczucie, że każde istnienie jest ważne". Zdaniem wydawnictwa jest to "pogodna a zarazem dramatyczna ballada o prostym życiu, prostych wartościach i trudnych wyborach".
Owszem jest to historia o trudnych wyborach (w końcu autor bardzo kochał swoje koty, zapewne tym bardziej ciężko mu było je zabić).
Dramatyczna? Powiedziałabym brutalna i z pewnością nie pogodna. Chyba jednak za bardzo kocham zwierzęta, by móc przełknąć na spokojnie "Auteczko". A już tym bardziej zrozumieć (zaakceptować?) poczynania autora...

Dodatkowy minus - i moje największe zastrzeżenie - tyczy się układu tekstu. Przede wszystkim bardzo mała liczba akapitów (nie wspominając o jakichkolwiek odstępach. Książka sprawia więc wrażenie, że jest napisana "ciurkiem". Jakby tego było mało: częste powtórzenia w jednym zdaniu niektórych słów, używanie wyliczanek: "albo", "no i (...) no i", "i wtedy" - oraz chyba nagminne - "a potem", "no i potem" sprawiają, że czytanie denerwuje. Kilkakrotnie zdania zaczynają się tu od "A (...)" albo słynnego "No i potem (...)". W takich momentach parę razy zastanawiałam się czy aby na pewno napisał to dorosły człowiek - czasami brzmiało to jakbym czytała zapiski z pamiętnika ledwo nastoletniego chłopca.
W dodatku większość tekstu to zdania wielokrotnie złożone. To, w zestawieniu z tymi powtórzeniami i wyliczankami sprawia, że książka jeszcze bardziej nudzi i irytuje.

Druga sprawa: o ile początek (już nie wliczając wywiadu) - nawet interesował, o tyle im dalej czytałam, tym bardziej miałam ochotę odłożyć ją bez dokończenia. Jednak brnęłam dalej, bo nie lubię zostawiać niedokończonych książek.
Książka liczy sobie dziewięć rozdziałów (dziesiątym jest epilog) pierwsze trzy (może cztery) rozdziały przeczytałam z zaciekawieniem. Reszta to już zbędne rozpisywanie się o rzeczach nieistotnych (jak np. relacja z tego jak to autor kupił samochód - owszem istotny fragment jeśli chodzi o późniejsze porównanie owego samochodu do pewnego worka, ale sam opis nabywania pojazdu nużący). Podobnie ma się sprawa z opisywaniem wielu czynności dnia codziennego, które z czasem zaczynają nudzić (już dziś tych czynności nie wyliczę bo były tak frapujące i wiele wnoszące do treści, że ich nawet nie pamiętam). Wielokrotnie powtarzane zdanie (jakiego miała używać małżonka autora): "Co my będziemy robić z tymi wszystkimi kotami?" przewija się tu niezliczoną liczbę razy do znużenia i ku irytacji czytelnika.
Rozpisywanie się autora na temat wyżej wspomnianego łabędzia (w epilogu) przebiły chyba wszystko... Właściwie gdybym podarowała sobie ten epilog to niczego bym nie straciła.

Po pierwszych czterech rozdziałach sądziłam, że na końcowym etapie mojej przygody z "Auteczkiem" uznam ją za przeciętną. Niestety daję tylko trzy gwiazdki, gdyż przez całą drugą połowę męczyłam się z nią przez zbyt dużą ilość mało konkretnych informacji. 
 
Data przeczytania: 17-02-2014 (od: 23-01-2014)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

3/10          1/5                         3/10                         1,5/5

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty