poniedziałek, 29 lipca 2013

Katarzyna Wielka. Gra o władzę

Na pewno wielu z Was nie przepada za historią. Szczególnie za tą naszą Europejską. Te wszystkie daty, które trzeba było pamiętać do klasówek (a które nie zawsze "trzymały się pamięci"), te wszystkie wojny i starcia, gdzie trzeba było zapamiętać kto, z kim, po co, i o co? Rzeczy, które spędzają sen z powiek większości uczniów.
Ja historię lubiłam. Taaak... starożytną. I wszystko to, co nie dotyczyło naszej rodzimej. Tutaj bałam się, że mnie jednak ta książka mnie nie wciągnie. Obawiałam się tym bardziej, że jako wiadomo w historii carskiej Rosji są też "wątki polskie".
Jakże mile się rozczarowałam...

Tutaj autorka podaje nam ważne informacje na temat historii Rosji z czasów carycy Elżbiety oraz Katarzyny Wielkiej - te informacje o wojnach, starciach etc. są pozornie niewidoczne. Autorka "przemyca" je dzięki opisom pobocznym dla tematu głównego.
A głównym tematem jest to, co każdy uczeń zawsze chciał wiedzieć, ale nie zawsze otrzymywał, czyli życie na dworze, sekrety i tajemnice dworu (i tu ukłony dla mojej Pani historyczki, która w liceum opowiadała nam ciekawe historie o dziejach w taki sposób, żeby zainteresowały człowieka. Nie wszyscy nauczyciele mają taki talent do opowiadania).

W książce tej od pierwszych jej kart poznajemy pewną dworską służącą Warwarę Nikołajewnę. Wraz z nią mamy okazję wejść do Pałacu Zimowego. Przyglądamy się wszystkim jego tajnikom: począwszy od ludzi niższego szczebla, po najważniejsze osoby. Słuchamy plotek, przeżywamy z Warwarą jej rozterki, knujemy i spiskujemy z kanclerzem Bestużewem. Podglądamy carycę i jej kochanków na warcie przed jej sypialnią i wreszcie poznajemy Katarzynę Wielką - dziewczynę sprowadzoną przez carycę Elżbietę do Pałacu Zimowego z Niemiec.
Katarzyna ma zostać żoną Wielkiego Księcia Piotra III. O tym jak potoczą się losy bohaterów? Czy caryca będzie zadowolona z wyboru małżonki dla wielkiego księcia Piotra? Czy Katarzyna odnajdzie szczęście i miłość u boku młodego małżonka i jakie będą losy Warwary Nikołajewnej, Bestużewa i wielu innych postaci? O tym należy dowiedzieć się z lektury książki.

Mówię tutaj, że razem z Warwarą wszystko możemy "zobaczyć" i przeżyć, bo ta książka przy jej czytaniu sprawia wrażenie jakbyśmy faktycznie zwiedzali Pałac Zimowy. To sprawia wrażenie szczególnego klimatu Rosji rządzonej ręką carycy Elżbiety. Dworu chłodnego, ale z drugiej strony jednocześnie targanego wielkimi namiętnościami.
Żeby nie było tak różowo: muszę przyczepić się jednej rzeczy. Otóż w tytule mamy Katarzynę Wielką, ale głównym planem jest tu caryca Elżbieta i owszem mamy tu Wielką Księżnę praktycznie przez całą książkę, ale zdecydowaną część powieści spotykamy się z opisem długiego dochodzenia do władzy. Jedyne do czego się więc przyczepiam to tytuł, który może być dość mylący. Według mnie cała historia nie traci na tym, jednak przez zasugerowanie tytułem można się nieco rozczarować w trakcie czytania faktem, iż cały czas czekamy aż to Katarzyna będzie "grała pierwsze skrzypce".

Jeśli zastanawiacie się czy sięgnąć po "Katarzynę Wielką" Pani Ewy Stachniak to od razu mówię, że nie ma się nad czym zastanawiać. I nie bójcie się, gdy zobaczycie ten dość gruby tom. Ta książka tylko tak wygląda. Kolejne jej strony pochłania się bardzo szybko, a jedynym mniej atrakcyjnym momentem, jest opis życia samej służącej Warwary i to nie jest ten z samego początku.
 
Data przeczytania: 29-07-2013 (od: 11-07-2013)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                         3/5

piątek, 19 lipca 2013

Oddaj mi moje ciało!

CYKL: "SZKOŁA PRZY CMENTARZU" (TOM 11)


Jedenasty tom "Szkoły przy cmentarzu", oprócz oczywistej opowieści o strasznych, niemożliwych rzeczach, serwuje czytelnikowi pewien morał...
Czy zastanawialiście się kiedyś jak by to było wejść w ciało kogoś innego? Móc nie tylko być kimś innym, ale też móc robić to, czym ten ktoś zajmuje się na co dzień?
Pewnego dnia uczniowie "Szkoły przy cmentarzu" zastanawiali się nad tym samym. Kiedy Maria medina chwaliła się przyjaciołom swoimi nowymi rolkami, nawet nie przypuszczała, że coś się zmieni w jej życiu... I nigdy, przenigdy nie pomyślałaby, że będzie przemykać na rolkach... szkolnymi korytarzami. I to tuż przed samym nosem upiornej dyrektorki - Pani Morthouse... Wszystko się zmienia, gdy ulega namowom koleżanki Vicky...

Książkę czyta się szybko, jest interesująca. Jej minusem może być fakt, że czasami można się "nie połapać" w tym, która osoba jest którą w danym momencie.
Plusem jest ów wspomniany wcześniej morał, który najlepszy wydźwięk ma pod postacią cytatu z tej książki:
„Władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie.”

Co by było, gdyby pewnego dnia władza "trafiła" w niepowołane ręce...? O tym między innymi jest ta książka.

Data przeczytania: 19-07-2013 (od: 19-07-2013)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

5/10          2,5/5                      5/10                         2,5/5

Jezioro Szlamno

CYKL: "SZKOŁA PRZY CMENTARZU" (TOM 7)

 

Mark i Terri Fosterowie są rodzeństwem. Ich wujek Nicholas zaprosił ich do swojego domu nad jeziorem. O ile niechętny na tą propozycję jest Marc, o tyle jego siostra skacze ze szczęścia na wieść o spędzeniu wakacji u wuja. Jezioro Szlamno, nad którym jest położony dom wuja Nicholasa słynie z rożnych dziwnych (mniej lub bardziej prawdopodobnych) opowieści. Czy to, co ludzie opowiadają o jeziorze jest prawdą czy wytworem wyobraźni? Czy rodzeństwo i ich przyjaciele - Stacey, Szczęki, Maria, Polly i Vickie - spędzą wakacyjny czas w spokoju? Czy mogą się czuć w pełni bezpieczni? I dlaczego wujek Nicholas zachowuje się co najmniej dziwnie?

"Jezioro Szlamno" jest siódmym tomem z serii "Szkoła przy cmentarzu". Według mnie trochę przypomina "Autobus widmo" między innymi ze względu na motyw sprzeczającego się rodzeństwa. Czyta się ją lekko i szybko. Akcja wciąga i nie nudzi. Jedynym rozczarowaniem może być zakończenie, ale to nie ujmuje ogólnego wrażenia.
 
Data przeczytania: 19-07-2013 (od: 18-07-2013)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                         3/5

 

środa, 17 lipca 2013

Nie mów nikomu

David i Elizabeth Beckowie wiodą szczęśliwe życie. Poznali się jeszcze w dzieciństwie, nigdy się ze sobą nie rozstawali na dłużej. Ich małżeństwo można bez obaw nazwać sielanką. Pewnego dnia dochodzi do tragedii. Gdy małżonkowie spędzają czas nad jeziorem ktoś porywa Elizabeth. David jest jedynym świadkiem zdarzenia. Biegnie na pomoc ale nie zdąża uratować żony. Dodatkowo ktoś uderza go w tył głowy. I to wszystko ma miejsce w dzień ich rocznicy. Od tej chwili dla Davida życie nigdy już nie będzie takie samo...
Mijają lata, David oddaje się swojej pracy (jest pediatrą). Nawet nie przypuszcza, że z chwilą odebrania tajemniczego e-maila jego życie zmieni się o 360 stopni. Według tajemniczych wiadomości jego żona żyje...
Jak potoczą się losy głównego bohatera? Co się wydarzyło osiem lat temu? Czy Elizabeth rzeczywiście nie umarła, czy może ktoś robi lekarza w balona?

Książka jest pełna pytań, na które odpowiedzi otrzymujemy podczas jej czytania, a czyta się ją wręcz błyskawicznie. Prawdopodobnie gdybym poświęciła jej trochę więcej czasu, to przeczytałabym ją w dwa dni, a nie w trzy;)
Mamy tu do czynienia z sensacją i tajemnicą. Śledzimy losy zarówno Davida, jak i jego siostry oraz przyjaciół, a także paru innych bohaterów pobocznych, którzy są tu tłem, ale nie są umieszczeni bez przyczyny. W niektórych momentach mamy zabawne dialogi, by następnie śledzić dramatyczne wydarzenia. Akcja goni akcję, z każdym rozdziałem czytelnik chce poznać co się wydarzy dalej. Dodatkowym plusem są krótkie rozdziały, dzięki czemu książkę się połyka.

Moje pierwsze spotkanie z Harlanem Cobenem, i już po tym tytule mogę stwierdzić, że nie będzie ostatnie.
Książkę polecam bardzo. Wszystkim miłośnikom tajemniczych zagadek sprzed lat.
 
Data przeczytania: 17-07-2013 (od: 14-07-2013)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

7/10          4/5                         7/10                         3,5/5

niedziela, 14 lipca 2013

Godzina zbrodni

CYKL: "KIMBERLY QUINCY" (TOM 4)

 

Jedno spojrzenie na okładkę i na hasło: "Najnowszy bestseller mistrzyni literackich thrillerów psychologicznych", wystarczyło abym zaczęła się bać. Bynajmniej nie dlatego, że już poczułam ten thriller... Z wiadomych względów takie hasła od dłuższego czasu mrożą mi krew w żyłach...


Tutaj mamy ciekawy temat, więc byłam pewna, że się nie zawiodę. W końcu jest tajemniczy morderca, uprowadza ofiary - zawsze są to dwie dziewczyny z baru, zawsze w upalne lato, dodatkowo pierwsza, która ginie jest "wyznacznikiem" miejsca przebywania następnej ofiary. Intrygująco, ciekawie, tajemniczo...

Zacznę od minusów, a są to:
  • autorka rozwlekle opisuje różne możliwości postępowania mordercy. Inaczej ujmując: potrafi na pół strony przedstawić dialog, w którym specjalista/naukowiec tłumaczy policjantom/detektywom/FBI jakie motywy kierują mordercą. Fajnie, że specjaliści tłumaczą "co i jak", co miało na celu wyjaśnić wiele czytelnikowi. Według mnie te dialogi były za długie i nużyły.
  • rozwlekłe, niewiele wnoszące opisy. A już treść pewnego odczytu na konferencji, na jakim był doktor Ennunzio wręcz mnie poraziła... Fragment ten nie wniósł niczego do treści, ale za to skutecznie zmęczył...
  • podobnie ma się rzecz z dialogami między policjantami. Chyba zacznę mieć na uwadze kryminały/thrillery napisane przez kobietę. Nawet jeśli będą miały tak intrygujący opis jak ten. Bo to już drugi po "Szeptach i kłamstwach", gdzie opis jest bardziej intrygujący niż cała reszta... Dlaczego? Cóż, chyba tylko kobieta może napisać thriller, gdzie dwoje policjantów (mężczyzna i kobieta, a jakże) patrząc w gwiazdy prowadzi dyskusję na zasadzie: "Czy byłeś kiedyś zakochany?" Litości... sama autorka przez pół książki pisze (wkładając te słowa w usta Agenta McCormacka), że nie mają czasu, że gdzieś tam jest [być może] kolejna ofiara, która może przeżyje o ile zdążą na czas ją uratować. Trwa więc wyścig z czasem. Policjanci mają czasu tak mało, że z obawy o życie potencjalnych ofiar biorą sprawy w swoje ręce gdy dowiadują się, że sprawą zajmie się opieszałe FBI. No i? Skoro tak mało mają czasu to dlaczego mają czas na takie denne dialogi...? Czepiam się? Nie... nie dajcie się zwieźć: tego typu dialogów jest tu więcej... Niestety. Zaliczyć do nich można także te, skupiające się na dzieciństwie zarówno Kimberly, jak i Agenta McCormacka. Ja rozumiem, ciężkie przejścia, psychologiczny wkład przeszłości i te sprawy. Tylko czemu to się tak ciągnie...
... intrygująco, ciekawie, tajemniczo... by było. Może, gdyby ten temat napisał mężczyzna, i wszystkie te wątki, które tutaj były rozwleczone skrócił, a niepotrzebne wyrzucił, ta książka pewnie miałaby dwieście stron, ale za to byłaby napisana konkretnie. Nie męczyłaby tak czytelnika ani niepotrzebnymi dialogami o niczym, ani rozpisywaniem się przedstawiając wywody specjalistów. Za długie wywody (czasem kojarzące się z wykładem), ciągnące się czasami przez cały rozdział. Rozdziały są tu w miarę krótkie (przeważnie 3, 4 kartki), te krótsze to te najbardziej konkretne, po których następują wspomniane wywody specjalistów lub rozterki życiowe policjantów.

Wahałam się nad oceną. Bo w sumie ta książka zasługuje na miano przeciętnej. W moim mniemaniu biorąc pod uwagę to jak potrafiła mnie zmęczyć jest słaba. Jednak patrząc na całokształt, ciekawą intrygę i tajemnicę, (w miarę) zaskakujące rozwiązanie zagadki mogę śmiało stwierdzić, że ta książka "może być". Tak, tak: o gwiazdkę niżej niż we wspomnianych "Szeptach i kłamstwach" - bo tam druga połowa książki obfitowała w większą liczę zaskoczeń. Po "Godzinie zbrodni" i po tak dobrym opisie z tyłu książki, spodziewałam się czegoś więcej. W rezultacie otrzymałam historię męczącą, której zakończenie chciałam jak najszybciej poznać i zamknąć książkę by nie mieć z nią więcej do czynienia.

Czy polecam? Jeżeli uwielbiacie kryminały/thrillery z intrygującą fabułą [jak tutaj], tajemnicą, grasującym mordercy i policyjnymi rozterkami oraz tanim romansem "w tle". To to jest książka dla Was.
Jeśli natomiast wkurza Was, że tajemnica i morderca są tłem dla rozterek między policjantami - podarujcie sobie ten tytuł.
 
Data przeczytania: 14-07-2013 (od: 5-07-2013)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

4/10          2/5                         4/10                         2/5

czwartek, 11 lipca 2013

Dobranoc, słonko

Gaby Mangold wychowuje się wraz z bratem Achimem pod opieką ich matki Hetty. Ojciec rodzeństwa - Ferdi Mangold - zginął na wojnie, toteż dla matki dwójki dzieci życie nie jest łatwe. Pewnego dnia w ich domu pojawia się przyjaciel Ferdiego. Z czasem zostaje on ojczymem Gabi i Achima. Od tej pory dzieci zaczynają nazywać go "tatkiem".
Mogłoby się wydawać, że do ich domu zawitała ponownie radość. I pozornie to widać. Gabi jest uwielbiana przez nowego tatkę, tylko czasami Achim doświadcza od niego bicia za przewinienia. Czy jednak wszystko w tej rodzinie jest w porządku? Czy przy "nowym tatku" Gaby może czuć się bezpieczna? A inne dzieci?

Nikt nie wie o osobistym dramacie, jaki przeżywa mała siedmioletnia Gabi. Początkowo miało to być opowiadanie bajki. I nieważne, że te "bajki" nie podobały się Gabi. "Te zabawy" z tatką miały być tajemnicą. Nikt miał się nie dowiedzieć: ani brat, ani przyjaciele, ani szkoła, a przede wszystkim mamusia bo "byłaby bardzo zła". A przecież Gabi nie chciała, żeby mamusia była zła i smutna. I to w dodatku przez nią samą...
Kiedy dziewczynka dorasta i zaczyna dojrzewać jej problemy wcale nie znikają, a pogłębiają się bardziej. Ojczym staje się za każdym razem bardziej natarczywy i nie wystarcza mu jedynie sam dotyk...

Co się stanie z Gabi? Czy kiedykolwiek zazna szczęścia? Czy dziewczyna zwróci się do kogoś o pomoc? Czy znajdzie się choć jedna osoba, która dostrzeże problem?

Książka ta porusza bardzo ważny temat - molestowania seksualnego dzieci. Co gorsze dramat rozgrywa się w rodzinie. Dlatego jest to dla Gabi niezwykle ciężkie. Z jednej strony chciałaby wykrzyczeć całemu światu, że codziennie dzieje się jej krzywda ze strony osoby, z którą musi mieszkać. Z drugiej natomiast nie chce skrzywdzić ukochanej mamusi. Co więc ma robić? A może wyjściem będzie zniknąć z powierzchni Ziemi...?

Książka jest skierowana bardziej do dzieci i młodzieży, choć myślę, że dla niektórych dzieci w pewnym młodym wieku może to być zbyt ciężka lektura. Nawet mimo tego, iż autorka opisuje całą sytuację z punktu widzenia małej Gabi, posługując się początkowo językiem dziecka.
Uważam, że po ten tytuł nie tylko powinna sięgnąć młodzież. Jest dobrą lekturą także dla dorosłych. Lekturą wstrząsającą, przejmującą, niekiedy wzruszającą, a także wywołującą skrajne emocje. I to dobrze. Bo zwraca uwagę na problem, a autentyczności tej historii dodaje fakt, iż autorka książki sama jest ofiarą przemocy seksualnej. Tym bardziej książka uwrażliwia na problem, który istnieje, bo do takich sytuacji z pewnością dochodzi. Tylko mało się o tym mówi. Bo przecież oczy wszystkich zwracają się na istnienie tego problemu dopiero, gdy albo wydarzenie jest spektakularne, albo gdy dochodzi do tragedii. Nikt nie zauważa milczenia, śladów bicia ukrywanych pod osłoną "nieszczęśliwego upadku". Dlatego książki takie jak ta są ważne, gdyż "przerywają milczenie".
 
Data przeczytania: 11-07-2013 (od: 9-07-2013)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                         3/5

środa, 10 lipca 2013

Ostatni z żywych : opowieść strażaka, który przeżył pod gruzami World Trade Center

Wydarzenia z 11 września 2001 roku wstrząsnęły całym światem. Dzięki mediom wszyscy mogliśmy śledzić to, co dzieje się w Nowym Jorku i to, co widzieliśmy nie tylko wstrząsnęło, ale też zmusiło do zadania sobie pytań: co muszą przeżywać ci uwięzieni pod gruzami ludzie? Co przeżywają ich rodziny, nie wspominając o rodzinach ofiar?
W książce "Ostatni z żywych", gdzie mamy do czynienia z relacją człowieka - strażaka - który przeżył dramatyczne chwile pod gruzami jednej z zawalonych wież, miałam nadzieję poznać odpowiedzi na te oraz wiele innych pytań. Czy poznałam? Niestety nie do końca.

W opisie czytamy, że książka ta "porusza swoim dramatyzmem i autentyzmem". Owszem dramatyzmu nie można tej książce ująć, gdyż wydarzenia jakie autor opisuje są niewątpliwie dramatycznie. Z autentycznością jest już gorzej. Owszem, jest to relacja z tego, co autor przeżył, relacja autentycznych zdarzeń, które miały miejsce naprawdę. Tylko, że Pan Picciotto podaje czytelnikowi masę suchych faktów na temat budowy wież, ze szczegółami opisuje budowę korytarzy, wind i klatek schodowych, dzięki czemu czytelnik czuje się jakby był na wykładzie. Zamiast więc skupić się na tym co istotne, na odczuciach zarówno autora, jak i na opisach odczuć innych strażaków i ludzi uwięzionych w wieży czytamy o układzie korytarzy na poszczególnych piętrach. Te suche informacje przeplatane są z tym co czuł Picciotto. Tylko, że czytelnik jest już tak wybity z rytmu i zmęczony szczegółami budowy budynku, że nie zwraca uwagi, iż oto zaczął w końcu czytać o tym, co się spodziewał przeczytać.

Kiedy sięgałam po tą książkę miałam nadzieję poznać emocje i uczucia, jakie ten człowiek przeżywał będąc pod gruzami jednej z wież WTC. Tymczasem pierwsza połowa książki skupia się na wprowadzeniu czytelnika we wspomniane szczegóły budowy budynku, dodatkowo opisane językiem technicznym. Oprócz tego możemy poznać zasady panujące w nowojorskiej straży. Wielokrotnie autor stosuje powtórzenia. Czasem sam przyznaje, że powtarza by było coś zrozumiałe dla czytelnika. Dla mnie nie było.

Tak wygląda pierwsza połowa książki. Dopiero od rozdziału zatytułowanego "Zawał" możemy przeczytać o tym, co czuł bohater książki, o czym myślał, gdy był przysypany gruzem. Choć i tu nadal występują liczne powtórzenia w tekście wcześniej napisanych myśli, to i tak drugą połowę książki czyta się lepiej. W zamian za szczegółowe opisy budynku od strony technicznej, tutaj spotykamy się z odbieganiem od tematu. I tak na przykład możemy poznać historię poznania jego żony Debbie. Takich wycieczek myślowych jest więcej, autor przypomina sobie też o innych rzeczach, i nie byłoby to takie złe, gdyby nie fakt, iż Picciotto pisze o tym nagle ni z tego ni z owego, po czym kończy opowieść by wrócić do urwanego tematu. Dlatego odbieram tą książkę jako bardzo chaotycznie napisaną relację.

Szczerze, gdy czytałam drugą połowę książki sądziłam, że do końca będzie już tylko lepiej. Chciałam więc przyznać cztery gwiazdki bądź nawet uznać ją za przeciętną. Niestety nie mogę ocenić jej tak wysoko ze względu na końcowe wrażenie niedosytu oraz sposób w jaki ta książka została napisana. Rozumiem, że autor nie jest zawodowym pisarzem, ani mistrzem pióra. Jednak pisał tą książkę we współpracy z dziennikarzem, który już jakieś podstawy redagowania powinien znać. Natomiast tutaj wybierając książkę o przeżyciach strażaka, mamy nadzieję na otrzymanie opisu emocji, przeżyć i uczuć tak tego strażaka, jak i jego rodziny. Tutaj emocji i uczuć głównego bohatera jest jak na lekarstwo, a opisu przeżyć rodziny Pana Picciotto, (która w tym czasie miała do czynienia z chwilami niezwykle dramatycznymi) nie ma praktycznie żadnych.

Książki nie poleciłabym jeśli nie lubicie bardzo technicznego języka w takich relacjach i irytuje was, gdy autor powtarza co jakiś czas stwierdzenia, o których wspominał wcześniej.
 
Data przeczytania: 10-07-2013 (od: 26-06-2013)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

3/10          2/5                         3/10                         1,5/5

sobota, 6 lipca 2013

Szepty i kłamstwa

Kiedy na długo przed sięgnięciem po "Szepty i kłamstwa" przeczytałam jej niewątpliwie intrygujący opis, nawet przez myśl nie przeszło mi, że tak się zaskoczę. Bynajmniej nie intrygującą treścią z początku lektury.
Opis z tyłu okładki okazał się być ciekawszy niż większość samej książki. I chyba tylko ze względu na tą intrygę, o której przeczytałam w opisie i dlatego, że nie lubię nie kończyć zaczętych książek zdecydowałam się doczytać ją do końca.

Mamy tutaj ciekawy temat: Terry Painter jest pielęgniarką i pewnego dnia daje ogłoszenie wynajęcia chatki przy jej domu. Wiedziona złymi doświadczeniami z poprzednią lokatorką Eriką Hollander, tym razem daje ogłoszenie w szpitalu, w którym pracuje, mając nadzieję, że odpowie na nie jakaś miła starsza osoba. Jakież jest jej zdziwienie, kiedy osobą wyrażającą chęć wynajęcia chatki okazuje się być młoda kobieta - Alison Simms. Urocza dwudziestoośmioletnia blondynka wzbudza u Terry pełne zaufanie. Kiedy Terry zdąży się zaprzyjaźnić się z nową lokatorką z każdym kolejnym dniem i tygodniem zacznie do niej docierać, że Alison coś ukrywa. Co takiego ukrywa nowa lokatorka? Kim są jej znajomi? Co się jeszcze może wydarzyć?

Wydawałoby się, że autorka z każdym kolejnym rozdziałem poda nam wiele interesujących sytuacji, które będą główną bohaterkę (a przy okazji też czytelnika) bardziej lub mniej zbliżać do prawdy lub oddalać od niej. No właśnie. Wydawałoby się. Skąd więc tak niska ocena?

Książka liczy sobie 29 rozdziałów. Przy czym przez pierwsze dziewiętnaście (!) dzieje się coś... dziwnego. Ja odczułam to tak, jakbym czytała momentami dwie różne książki. Na początku miałam wrażenie, że czytam właściwy temat. Następnie można było sądzić, ze czytam jakiś kiepski harlequin (relacja Terry-Josh-szpital-matka Josha) po czym znów wracało się do właściwego tematu. Poza tym minusem tej książki były niekiedy irytujące dialogi (jak przykładowo ten przy ścinaniu włosów Terry) oraz równie bezsensowne sytuacje (na przykład zupełnie niepotrzebne opisy masturbacji Terry i jej wyobrażanie sobie dawnych miłości). Ja rozumiem, że autorka chciała nakreślić psychologię postaci ale akurat niektóre sytuacje, według mnie nie wniosły do opowiadanej historii nic sensownego, a tylko zanudziły czytelnika. I sprawiły, że chciałam zamknąć tą książkę, rzucić w kąt i nie wracać. Dodatkowo naiwność Terry Painter (która była początkowo całkowicie na miejscu) z czasem zaczęła mi przeszkadzać. Miałam ochotę wejść do książki i potrząsnąć tą kobietą. No i to jej ciągłe tłumaczenie się, że przecież ona "nigdy nie przypuszczała, że może dojść do takich wydarzeń" - w momentach gdzie praktycznie nie działo się nic o czym mogliśmy przeczytać w opisie (a autorka ten zabieg poczyniła chyba tylko dlatego, żeby czytelnikowi przypomnieć od czasu do czasu o głównej intrydze pomiędzy wstawkami iście z romansu niskiej kategorii). To wszystko sprawia, że w mojej ocenie książka ta zasługuje na miano nawet słabej. Rozumiem, że podstawą do tych opisów były stany psychologiczne poszczególnych postaci i efekt końcowy mający na celu zaskoczyć czytelnika, tylko czasem było to tak niemiłosiernie rozwleczone, że gdyby podarować sobie choć część tych pierwszych dziewiętnastu rozdziałów pewnie i tak na końcu wiedziałoby się o co chodzi. Co do samej końcówki tej historii, moim zdaniem ostatnia tajemnica jakiej czytelnik dowiaduje się w ostatnich rozdziałach jest rozczarowująca.

Skąd więc "przeciętna"? Otóż (żeby aż tak nie znęcać się nad tą historią), są i plusy. Choć niewiele. Wprawdzie pierwsze kilka rozdziałów, plus te od rozdziału dwudziestego, gdzie akcja nabrała tempa (w końcu!) można uznać za udane. Szczególnie niespodziewane zwroty akcji. Na szczęście dla czytelnika miały miejsce (bo już zaczynałam sądzić, że tu naprawdę nic się wiele nie wydarzy). Tych zwrotów akcji jest co najmniej cztery. I muszę stwierdzić, że niestety na kilka rozdziałów przed końcem książki domyśliłam się przynajmniej w połowie jaka jest jedna z tych tajemnic.
Z jednej strony opisy charakteru postaci, ich przemyśleń i towarzyszących im sytuacji są zrozumiałe po przeczytaniu zaskakujących elementów układanki. Tylko niepotrzebnie zostały one przedstawione w tak długi sposób. Może gdyby ten temat napisał mężczyzna, byłoby lepiej, bardziej konkretnie.
 
Data przeczytania: 6-07-2013 (od: 1-07-2013)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

4/10          1,5/5                      4/10                         2/5

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty