środa, 26 listopada 2014

Pismo nieświęte, czyli Przygody Boga i małego Jezuska

Książka podzielona jest na dwie części – i tu nie ma niespodzianki – na Stary i Nowy Testament. Tak, jak wskazuje tytuł: opisuje dzieje Boga i Jezuska. I to w jaki sposób...
Czytając nie da się nie wyczuć ateistycznych poglądów. Książka ta jest wręcz przesiąknięta ateizmem. Napisana z humorem (właściwym dla tych, których ten humor nie "godzi" w ich poglądy/uczucia religijne).

Pierwszą część – Stary Testament czytałam z dużym zainteresowaniem. Sam początek zawierający stworzenie świata, przemyślenia i „bolączki” Boga (przedstawione w komiczny, pełen ironii i sarkazmu sposób) przeczytałam błyskawicznie co chwilę zanosząc się od śmiechu. Pod koniec owego Starego Testamentu było już mniej zabawnie. Książka zaczyna delikatnie nużyć. Niektóre fragmenty już tak mocno nie wciągają, jak pierwsze rozdziały. Szczególnie rozdział siódmy, którego bohaterami są Abraham i Izaak.
Czytając pierwszą część robiłam większe przerwy czasowe, głównie też przez styl w jaki została napisania – styl typowy dla Pisma Świętego. Ten styl pokonał moje początkowe założenie, iż przeczytam ją w kilka dni.

Druga część opisuje dzieje Nowego Testamentu. W tej części znudzony Bóg dla rozrywki zsyła na Ziemię swojego Syna (czyli w zasadzie siebie samego), z – jak to określił autor – „misją public relation”. Druga część opisuje więc zdarzenia od narodzin małego Jezuska, po jego dalsze losy aż do ukrzyżowania. Nowy Testament wciągnął mnie bardziej niż Stary, dlatego całą tę część pochłonęłam w trzy dni. I – ku mojemu zdziwieniu – nawet styl mi nie przeszkadzał. Zabawne dialogi Jezuska i diabła, osioł i wół ze stajenki w Betlejem oraz podróże Jezuska z dwunastoma Apostołami pełne „czynienia cudów” – to najmocniejsze punkty drugiej części książki.

Oprócz zabawnie napisanej historii, do plusów mogłabym zaliczyć też fakt, iż mamy tutaj do czynienia z przekazaniem istotnych poglądów/spostrzeżeń, które - choć podane w sposób humorystyczny - skłaniają do przemyśleń. Przy czym podkreślam, że spostrzeżenia te będą wartościowe głównie dla ateistów.

Minusem były dla mnie niektóre mało interesujące rozdziały, a także zakończenie, które choć pomysłowe wzbudziło niedosyt i poczucie, że autor chciał już jak najszybciej zakończyć tę historię. A jeszcze z tylu rzeczy można było się ponabijać… ;D

Książkę polecam szczególnie ateistom oraz ludziom z dużym poczuciem humoru.
Z uwagi na dużą dawkę ironii, sarkazmu, żartu (który czasem ociera się o chamski żart), a przede wszystkim przez wzgląd na „robienie sobie jaj” z większości rzeczy mających duże znaczenie dla katolików – nie poleciłabym jej żadnemu z nich. Chyba, że mają dystans do religii, a tym samym też do siebie i własnych poglądów.
 
Data przeczytania: 26-11-2014 (od: 4-08-2014)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                         3/5

sobota, 22 listopada 2014

Przetrwałam. Życie ofiary Josefa Mengele

Eva i Miriam Mozes są siostrami. Podczas II wojny światowej trafiły do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Rozdzielone z rodzicami i swoimi siostrami przebywały w specjalnym budynku mieszczącym się w obozie. Traktowane były inaczej niż inne dzieci z Auschwitz. Dlaczego? Bo były bliźniaczkami. Eva i Miriam oraz inne bliźniacze pary dzieci, jako "dzieci doktora Mengele" były poddawane licznym testom, i makabrycznym eksperymentom.

Dla wielu dzieci te eksperymenty kończyły się tragicznie. Eva i jej siostra przeżyły piekło obozowego "życia" - czyli codzienną walkę o przetrwanie - a ta książka jest osobistym zapisem wspomnień z tamtego okresu.

Opowieść Evy Mozes czyta się szybko. Jej gabaryty jak na niemal 160-stronicową opowieść są dość spore, jednakże to gruby papier, strony z fotografiami i pusta strona po każdym ukończonym rozdziale czynią, że książka wydaje się być gruba.
Nie czyta się jej przyjemnie ze względu na jej treść, jest natomiast interesująca - jak każda książka o takiej tematyce.

Całość oceniam jako przeciętną. Nie dlatego, że jestem nieczuła wobec tej opowieści (jest wręcz przeciwnie), ale dlatego, że przedstawiona tutaj historia pozostawiła we mnie pewien niedosyt.
W połowie książki wielokrotnie miałam poczucie, że autorka zaczyna się powtarzać (co szczególnie można zauważyć przy każdym nowym rozdziale). A wrażenie niedosytu potęguje fakt, iż te realne wspomnienia są odarte z głębi psychologicznej i nie niosą ze sobą większego ładunku emocjonalnego. Zupełnie jakby autorka wypisała kilka najbardziej wstrząsających przeżyć, opisując je jako "traumatyczne", "okrutne", "koszmarne" bez zagłębiania się w temat. To pozostawiło we mnie uczucie niedostatecznego wykorzystania tematu.

Po książkę sięgnęłam niemal rok po lekturze (zresztą dużo lepszej) książki "Josef Mengele. Doktor z Auschwitz". Książka "Przetrwałam. Życie ofiary Josefa Mengele" tylko zahacza o temat (a szkoda). Cieszę się, że historię Evy Mozes przeczytałam właśnie po lekturze tamtej książki, bo gdybym zrobiła odwrotnie, zapewne ani nie dowiedziałabym się wiele o działalności samego doktora, ani nie odczułabym tej ludzkiej krzywdy podczas czytania, jaką czułam czytając "Josefa Mengele (...)". A przecież mając w tytule słowa "życie ofiary (...)" spodziewamy się wnikliwego opisu. Wiedząc, że książka jest oparta na faktach, liczymy na opowieść, która wstrząśnie i wywróci nasze zmysły do góry nogami. Tak się nie stało.

Dla tych, którzy lubią literaturę "obozową" i mają za sobą przeczytanych wiele tego typu książek, "Przetrwałam (...)" nie zrobi większego wrażenia. Tych, których interesuje temat "Anioła Śmierci" i jego ofiar odsyłam najpierw do wspomnianej książki "Josef Mengele. Doktor z Auschwitz". A "Przetrwałam (...)" traktuję jako literaturę uzupełniającą.
 
Data przeczytania: 22-11-2014 (od: 4-11-2014)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

5/10          2,5/5                      5/10                         2,5/5

niedziela, 9 listopada 2014

Odlotowe Agentki. Konkurenci

Kolejna odsłona przygód dzielnych Agentek Sam, Clover i Alex. Tym razem dziewczyny zostają wysyłane na kolejne misje. Jakież jest ich zdziwienie, gdy każdorazowo na miejscu okazuje się, że... trójka młodych chłopaków (Agentów niejakiej szpiegowskiej Organizacji SPI) już rozprawiła się z bandziorami. Wygląda na to, że Odlotowe Agentki mają konkurencję! Ich szef Jerry pakuje manatki i zamyka za sobą drzwi. Czy to koniec Organizacji WOOHP?

Całość opowiedzianą z perspektywy wciąż popełniającej gafy (lekko naiwnej Alex), uważam za ciekawszą i bardziej dynamiczną niż "Ciasteczka szczęścia". Jest też nieco bardziej dowcipna - może właśnie dlatego, że to trochę głupiutka Alex jest narratorką...

Książeczkę czyta się szybko, co ułatwia duża czcionka. Plusem są kadry z odcinka "Odlotowych Agentek" mającego ten sam tytuł - "Konkurenci".
 
Data przeczytania: 29-12-2014 (od: 29-12-2014)

Ocena 

LC            nakanapie.pl            booklikes.com

5/10          5/10                          2,5/5

Odlotowe Agentki. Ciasteczka szczęścia

Książeczka oparta na popularnym serialu. Tytułowe "Odlotowe Agentki" to inteligentna Sam, słodka Alex i przebojowa Clover.
Ta krótka historyjka przedstawia jedną z misji Agentek. Dziewczyny muszą rozwiązać na czym polega fenomen ciasteczek firmy Joyehouse Compagnie?

Całość opowiedziana jest z perspektywy Clover - to ona jest tu narratorem. Da się wyczuć klimat serialu, choć spodziewałam się, ze dialogi będą zabawniejsze. Przypuszczam jednak, że gdybym była dużo młodsza, zapewne nie dostrzegłabym tego mankamentu.

Książeczkę czyta się szybko, co ułatwia duża czcionka. Plusem są kadry z odcinka "Odlotowych Agentek" mającego ten sam tytuł - "Ciasteczka szczęścia".

 

Data przeczytania: 29-12-2014 (od: 29-12-2014)

Ocena 

LC            nakanapie.pl            booklikes.com

4/10          4/10                          2/5

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty