Książka podzielona jest na dwie części – i tu nie ma niespodzianki – na Stary i Nowy Testament. Tak, jak wskazuje tytuł: opisuje dzieje Boga i Jezuska. I to w jaki sposób...
Czytając nie da się nie wyczuć ateistycznych poglądów. Książka ta jest wręcz przesiąknięta ateizmem. Napisana z humorem (właściwym dla tych, których ten humor nie "godzi" w ich poglądy/uczucia religijne).
Pierwszą część – Stary Testament czytałam z dużym zainteresowaniem. Sam początek zawierający stworzenie świata, przemyślenia i „bolączki” Boga (przedstawione w komiczny, pełen ironii i sarkazmu sposób) przeczytałam błyskawicznie co chwilę zanosząc się od śmiechu. Pod koniec owego Starego Testamentu było już mniej zabawnie. Książka zaczyna delikatnie nużyć. Niektóre fragmenty już tak mocno nie wciągają, jak pierwsze rozdziały. Szczególnie rozdział siódmy, którego bohaterami są Abraham i Izaak.
Czytając pierwszą część robiłam większe przerwy czasowe, głównie też przez styl w jaki została napisania – styl typowy dla Pisma Świętego. Ten styl pokonał moje początkowe założenie, iż przeczytam ją w kilka dni.
Druga część opisuje dzieje Nowego Testamentu. W tej części znudzony Bóg dla rozrywki zsyła na Ziemię swojego Syna (czyli w zasadzie siebie samego), z – jak to określił autor – „misją public relation”. Druga część opisuje więc zdarzenia od narodzin małego Jezuska, po jego dalsze losy aż do ukrzyżowania. Nowy Testament wciągnął mnie bardziej niż Stary, dlatego całą tę część pochłonęłam w trzy dni. I – ku mojemu zdziwieniu – nawet styl mi nie przeszkadzał. Zabawne dialogi Jezuska i diabła, osioł i wół ze stajenki w Betlejem oraz podróże Jezuska z dwunastoma Apostołami pełne „czynienia cudów” – to najmocniejsze punkty drugiej części książki.
Oprócz zabawnie napisanej historii, do plusów mogłabym zaliczyć też fakt, iż mamy tutaj do czynienia z przekazaniem istotnych poglądów/spostrzeżeń, które - choć podane w sposób humorystyczny - skłaniają do przemyśleń. Przy czym podkreślam, że spostrzeżenia te będą wartościowe głównie dla ateistów.
Minusem były dla mnie niektóre mało interesujące rozdziały, a także zakończenie, które choć pomysłowe wzbudziło niedosyt i poczucie, że autor chciał już jak najszybciej zakończyć tę historię. A jeszcze z tylu rzeczy można było się ponabijać… ;D
Książkę polecam szczególnie ateistom oraz ludziom z dużym poczuciem humoru.
Z uwagi na dużą dawkę ironii, sarkazmu, żartu (który czasem ociera się o chamski żart), a przede wszystkim przez wzgląd na „robienie sobie jaj” z większości rzeczy mających duże znaczenie dla katolików – nie poleciłabym jej żadnemu z nich. Chyba, że mają dystans do religii, a tym samym też do siebie i własnych poglądów.
Pierwszą część – Stary Testament czytałam z dużym zainteresowaniem. Sam początek zawierający stworzenie świata, przemyślenia i „bolączki” Boga (przedstawione w komiczny, pełen ironii i sarkazmu sposób) przeczytałam błyskawicznie co chwilę zanosząc się od śmiechu. Pod koniec owego Starego Testamentu było już mniej zabawnie. Książka zaczyna delikatnie nużyć. Niektóre fragmenty już tak mocno nie wciągają, jak pierwsze rozdziały. Szczególnie rozdział siódmy, którego bohaterami są Abraham i Izaak.
Czytając pierwszą część robiłam większe przerwy czasowe, głównie też przez styl w jaki została napisania – styl typowy dla Pisma Świętego. Ten styl pokonał moje początkowe założenie, iż przeczytam ją w kilka dni.
Druga część opisuje dzieje Nowego Testamentu. W tej części znudzony Bóg dla rozrywki zsyła na Ziemię swojego Syna (czyli w zasadzie siebie samego), z – jak to określił autor – „misją public relation”. Druga część opisuje więc zdarzenia od narodzin małego Jezuska, po jego dalsze losy aż do ukrzyżowania. Nowy Testament wciągnął mnie bardziej niż Stary, dlatego całą tę część pochłonęłam w trzy dni. I – ku mojemu zdziwieniu – nawet styl mi nie przeszkadzał. Zabawne dialogi Jezuska i diabła, osioł i wół ze stajenki w Betlejem oraz podróże Jezuska z dwunastoma Apostołami pełne „czynienia cudów” – to najmocniejsze punkty drugiej części książki.
Oprócz zabawnie napisanej historii, do plusów mogłabym zaliczyć też fakt, iż mamy tutaj do czynienia z przekazaniem istotnych poglądów/spostrzeżeń, które - choć podane w sposób humorystyczny - skłaniają do przemyśleń. Przy czym podkreślam, że spostrzeżenia te będą wartościowe głównie dla ateistów.
Minusem były dla mnie niektóre mało interesujące rozdziały, a także zakończenie, które choć pomysłowe wzbudziło niedosyt i poczucie, że autor chciał już jak najszybciej zakończyć tę historię. A jeszcze z tylu rzeczy można było się ponabijać… ;D
Książkę polecam szczególnie ateistom oraz ludziom z dużym poczuciem humoru.
Z uwagi na dużą dawkę ironii, sarkazmu, żartu (który czasem ociera się o chamski żart), a przede wszystkim przez wzgląd na „robienie sobie jaj” z większości rzeczy mających duże znaczenie dla katolików – nie poleciłabym jej żadnemu z nich. Chyba, że mają dystans do religii, a tym samym też do siebie i własnych poglądów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz