sobota, 25 czerwca 2016

Klimaty

Tematem wiodącym „Klimatów” są uczucia. Głównie miłość i wszystkie te stany duszy, które wywodzą się z niej i są z miłością ściśle powiązane, niemal nieustannie jej towarzysząc. Jakie to stany? Począwszy od ogromnej fascynacji obiektem westchnień, poprzez wielkie szczęście i poczucie spełnienia. Jednak miłość, to nie zawsze świat pełen barw. Miłość to czasem szarość i czerń. Mauoris opisuje tu właśnie te uczucia towarzyszące miłości, które z tej pięknej, kolorowej zamieniają ją w miłość pełną goryczy i łez. Mamy więc tu: zazdrość, olbrzymie cierpienie i tęsknotę za ukochanym człowiekiem. Co gorsze – niesamowity ból świadomości, a wreszcie nieodwzajemnionej miłości. A co za tym idzie: ogromne poczucie straty i wielkiego zawodu, które z kolei prowadzą już tylko do przygnębienia i smutku, czy też – ładnie, poetycko nazywając - „melancholii”, która nie jest tutaj niczym innym jak tylko depresją.

Na szczególną uwagę zasługuje konstrukcja tego krótkiego utworu. Sama fabuła jest w zasadzie zwyczajna. Zawiedzie się ten czytelnik, który oczekuje, że zaserwowana tu historia czymś go zaskoczy i porwie. Fabuła „Klimatów” z całą pewnością jest tu na drugim planie. To tylko tło, które ma pokazać jej główny walor – czyli właśnie istotę i siłę ludzkich uczuć. Siłę miłości. Książka jest podzielona na dwie części: pierwszą „Odyla” i drugą „Izabela”. Głównym bohaterem jest Franciszek, który opowiada swoje dzieciństwo, lata młodości i swoje miłosne fascynacje od Pani Aubry, przez liczne miłostki (kobiety, których nie kochał, lecz przewinęły się w jego życiu), po Odylę i Izabelę. Wnikliwy czytelnik dostrzeże zaletę konstrukcji fabuły po koniec lektury, gdy oto czytając o losach Franciszka, Odyli i Izabeli, jego oczom ukaże się zjawisko zamkniętego koła. Klamry, którymi pospinany jest ciąg poszczególnych zdarzeń.

Autor opisuje tu miłość jako pełnię szczęścia, uczucie cudowne, niemal mistyczne, ale też jako samonapędzającą się machinę, która powodowana zazdrością niszczy człowieka od wewnątrz. I tu Mauoris trafia w samo sedno, opisując miłosną fascynację, a przede wszystkim zazdrość, tęsknotę i samotność szczegółowo, z dużą starannością, niemal wchodząc w duszę i ludzki umysł. Najlepszym tego przykładem jest opis nieudolnie ukrywanych, bardzo widocznych zachowań Odyli i wyniszczająca walka myśli Franciszka, jednocześnie też walka myśli Izabeli i opis zachowań Franciszka. Między innym zazdrość jawi się nam tu jako powód destrukcji związku, ale też jako ból duszy, w której ten/ta trzeci/a to największy wróg, którego się mimowolnie piętnuje.

„Klimaty” to nie tylko opis miłosnej fascynacji i zazdrości. To też opowieść o olbrzymim smutku i bólu związanym z tęsknotą za ukochaną osobą. Historia o pragnieniu bliskości ponad miarę, co za tym idzie – opowieść o samotności. Głównie o samotności wśród ludzi. Samotności w związku, do którego wtargnęła obojętność/zdrada. To samotność kochanków opętanych strachem, zmieszanym z zazdrością, powodowanym ogromnym uczuciem miłości, ale też samotność potęgowana straszną świadomością powolnej utraty owej miłości. Jest to też opowieść o cierpieniu wywołanym pragnieniami, które pozostają w niezgodzie z tym, co moralne i właściwe; o utrzymywaniu pozorów jakich doświadcza się przy niepokojących wieściach; a w końcu jest to książka o ogromnym żalu, goryczy, pustce, które w obliczu rozstania lub uświadomienia prawdy sobie samemu, tłamszą w sercu wytrawiając je i pozostawiając w nim wielką wyrwę.

Mauoris o wszystkich tych ludzkich stanach duszy opowiada czytelnikowi pięknym słowem pisanym. Stylem niepozbawionym delikatnego, subtelnego romantyzmu. Jego spostrzeżenia są niebywale trafne. Autor odznacza się niesłychaną znajomością tematu, dotykając najsubtelniejszych uczuciowych rozterek. Pięknie pisze o najbardziej trywialnych sytuacjach występujących w miłości, czyniąc swoją książkę głębokim, wnikliwym studium miłości, zazdrości, samotności, ale też ludzkiej natury i zachowań. Swoją niepozorną książką dotyka głębi ludzkiej duszy. Poprzez przedstawienie natury ludzkich uczuć i natury kobiecych i męskich zachowań, pokazuje też fatalizm miłości. Jest to fascynujące, a zarazem straszne. Gdyż czytelnik dostrzega, że „Klimaty” niosą ze sobą wiele życiowych prawd. Uświadamia sobie, że oto ma przed sobą książkę, którą można nazwać źródłem mądrości na temat zmysłowości i siły uczuć, które mają odniesienie w rzeczywistości. Jego rzeczywistości, bo wszystkie opisywane tu uczucia są czytelnikowi tak dobrze znane i tak bardzo mu bliskie, że choć z jednej strony fascynują, to z drugiej są bardzo smutne, wzruszają, doprowadzając nieomal do przygnębienia.

W książce nie dostrzegam żadnych minusów poza tym, że historia nie jest bardzo wyszukana, ani odkrywcza. Za to minusem mojego wydania jest wręcz fatalna korekta (a raczej jej brak), co sprawiało niemałe niezadowolenie. Dawno już nie miałam styczności z książką, która miałaby tak wiele niedociągnięć pod względem literówek (a czasami nawet braku niektórych wyrazów!). Drugim minusem jest według mnie okładka (Wydawnictwo Artes, 1992). Dlaczego? Otóż nie ma ona wiele wspólnego z treścią książki. Może też być dla niektórych myląca, gdyż przywodzi na myśl bardziej tanie romansidło, aniżeli poważną, ambitną książkę. Te minusy i niedopatrzenia nie mają jednak wielkiego wpływu na moją ogólną ocenę.

Ze swojej strony książkę jak najbardziej polecam wszystkim czytelnikom. Z pewnością każdy odnajdzie w niej jakąś cząstkę siebie identyfikując się po części niemal z każdym bohaterem. Wszystkie uczucia, które autor zgrabnie nam podaje są na tyle naturalne, że z pewnością będą uniwersalne dla każdego czytelnika. Bo chyba nie ma osoby, która w swoim życiu nie doznała bólu i cierpienia związanej z zazdrością, samotnością, tęsknotą, czy też nieodwzajemnioną miłością. Będzie świetnym, poruszającym studium miłości dla dorosłego czytelnika, który wiele w sowim życiu doświadczył, ale też dla młodego czytelnika, który dopiero wkracza w świat miłosnych rozterek. Może nawet czegoś nauczy? Może pokaże niedostrzegalne, nazwie nienazwane i wyjaśni nieodgadnione...?
 

Data przeczytania: 25-06-2016 (od: 2-05-2016)


Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

7/10          4/5                         7/10                         3,5/5

czwartek, 16 czerwca 2016

Królestwo

Swoją opinię „Królestwa” zacznę trochę nietypowo, bo od jej oceny. Wystawiam jej zasłużone sześć gwiazdek, co oznacza dla mnie książkę „dobrą”. Jednakże moja ocena jest lekko naciągnięta. Aby najlepiej zobrazować motywy, jakimi kierowałam się podczas podejmowania decyzji o ostatecznej ilości gwiazdek, poniżej posłużę się opisem swoich refleksji, jakie towarzyszyły mi podczas lektury owej książki.

Nie wliczając prologu, „Królestwo” podzielone jest na cztery części. Część zatytułowana „Kryzys” obejmuje zwierzenia autora. Carrère szczegółowo przedstawia tu kolejne etapy swojego nawrócenia na religię chrześcijańską. Dzięki przytoczeniu przez niego fragmentów jego zapisków, notatek pochodzących z zeszytów prowadzonych w okresie jego największej fascynacji chrześcijaństwem, czytelnik może poznać sporo towarzyszących mu refleksji. Kolejne akapity pochłonęłam więc ze sporym zainteresowaniem, gdyż mogłam wejrzeć w przemyślenia wewnętrzne człowieka, który poszukując sensu życia skłonił się ku wierze katolickiej.

W pierwszej część zatytułowanej „Paweł” chrześcijaństwo jeszcze się nie narodziło. Carrère pokazuje jak kształtowały się dzieje nurtu, który dopiero z czasem przekształcił się w religię, jaką dziś nazywamy chrześcijaństwem. Chrześcijaństwem, które w owych czasach wiele czerpało z innych religii - głównie judaizmu. Tu poznajemy Żyda Pawła, jego mowę o nadejściu Mesjasza i słuchającego owej oratorskiej mowy Łukasza – greckiego apostoła. Tutaj czytelnikowi przedstawiono gniew Boga za niewypełnienie jego woli oraz natchnionych kaznodziejów stosujących zasadę „kija i marchewki”. Przy tych opisach autor posługuje się także fragmentami zaczerpniętymi z różnych przekładów Biblii. Też z przekładu Renana, który to sprowadził dzieje Jezusa do losów normalnego człowieka – buntownika swoich czasów, a nie bóstwa. Począwszy od interesującego prologu po połowę pierwszej części, książkę czyta się bardzo dobrze. Lekkie zachwianie tego wrażenia odczułam, kiedy to zbliżając się do końca pierwszej części zauważyłam przesyt powodowany nagromadzeniem cytatów biblijnych – także przemyśleń autora, jego wierzeń z tamtego okresu. O ile na początku były ciekawe i sensowne, o tyle z czasem zaczęły być jednak banałami o katolickim wydźwięku.

Początek drugiej części dłużył mi się tylko trochę. Lektura tych fragmentów pozwoliła mi wyróżnić parę interesujących informacji, między innymi to, czym jest modlitwa, a także jakie dokładnie znaczenie ma to słowo. Jednym z ciekawszych zagadnień, o których wspomina tu autor jest temat powstania pierwszego Kościoła. Pod koniec, druga część książki zaczęła mnie jednak nużyć, do tego stopnia, że chwilami chciałam żeby się już skończyła.

„Śledztwo” to trzecia część, która opisuje głównie czasy życia i działalności Jezusa. Czyli bunty, rozboje. Dla mnie, są to najciekawsze fragmenty, w których to autor przedstawił Jezusa jako zwykłego człowieka, buntownika politycznego, wichrzyciela, który poniósł karę śmierci – taką, jaką w owych czasach stosowano wobec tych, których chciano „stracić” za ich przewinienia. Przy okazji, na przykładzie zapisów ewangelicznych można zauważyć rzecz, będącą też obecnie „na czasie”. Mianowicie: przekłamania co do liczebności osób protestujących w manifestacjach zdarzały się od zawsze… już wtedy, gdy nie było telewizji, sondaży etc. Część ta pokazuje też, jak wiele jest rozbieżności w poszczególnych Ewangeliach, opisujących jeden i ten sam moment jakim jest zmartwychwstanie. Mit zmartwychwstania to zresztą kolejny opis, który autor przedstawił w ciekawy sposób. W tej - skądinąd - interesującej części, znalazł się jednak fragment będący solą w oku czytelnika. Mowa o zupełnie niepasujących do całości książki (i wbrew pozorom nudnych) dwóch rozdziałach poświęconych erotycznej fascynacji autora, jaką jest jego zamiłowanie do filmów pornograficznych. Wprawdzie dalej mamy opisy Maryi – zawsze dziewicy. Jednakże z której strony by na to nie popatrzeć i przy największych chęciach „przymrużenia” na to oka, te dwa rozdziały mają się do reszty jak piernik do wiatraka. Wynurzenia te psują przyjemność z czytania, a czytelnikowi podświadomie karzą spojrzeć na osobę samego autora pobłażliwie nasuwając też przekonanie o braku profesjonalizmu zamiast kunszcie literackim.

Przy lekturze ostatniej części zatytułowanej „Łukasz”, miałam mieszane uczucia. Z uwagi na to, iż to ostatnia część, z jednej strony czekałam na zreflektowanie się autora po sporej ilości nieco nużących fragmentów, z jakimi spotkałam się w poprzednich częściach (zwłaszcza w „Pawle”). I owszem, tutaj spotkałam się z ciekawymi fragmentami opisującymi historyczne fakty. Ale większość tej części niestety mnie nudziła. Pomijając interesujące mnie opisy historyczne (między innymi te, dotyczące przeistoczenia Judei w Palestynę i zrujnowania Jerozolimy), czwarta część książki niestety w większości mnie znudziła. Zwłaszcza jej ostatnie sto stron, gdzie już tylko patrzyłam kiedy nastąpi koniec.

Po serii zanudzenia czytelnika w czwartej części książki, najciekawszym momentem staje się epilog. Momentem, gdyż jest to rzeczywiście „moment”. Tu znalazłam nie tylko zarys tworzenia się instytucji zwanej Kościołem, ale też początki tworzenia się kleru. Zrobiło się bardzo interesująco. Pojawiło się „światło” i przekonanie, że oto za chwilę autor odsłoni swoje najlepsze karty. Niestety w tym momencie książka się kończy, a czytelnik pozostaje z uczuciem, jakby nagle owo „światło” zaczęło przygasać – uczuciem niedosytu.

Podsumowując, z powyższych moich refleksji wynika jedno: „Królestwo” to książka ciekawa ale chwilami nierówna. Zainteresowanie czytelnika rozbudzone już na samym początku zaczyna słabnąć wraz drugą częścią. Zbliżając się ku połowie książki, odnieść można wrażenie sinusoidy. Raz autor rzuca ciekawymi faktami i intryguje. Innym razem zanudza dłużącymi się opisami. Następnie znów przyciąga uwagę tematem, podaje wiele ciekawych, odautorskich przemyśleń, by później wprowadzić w konsternację swoim, wyrwanym z kontekstu, erotycznym wynurzeniem. Następne rozdziały, choć opisują historyczne fakty nużą i wzbudzają u czytelnika chęć jak najszybszego ukończenia książki. Epilogiem autor ratuje ostatnie tlące się jeszcze iskierki nadziei. Udaje mu się to, aczkolwiek pozostaje lekki niedosyt.

Choć chwilami miałam ochotę wystawić tylko pięć gwiazdek, pozostaję przy sześciu. Nie mogę uznać za przeciętną książki, która jest ciekawa, powstawała latami i, w której autor w sposób racjonalny ukazuje historię powstania wiary chrześcijańskiej i Kościoła. Na podstawie własnych odczuć, okiem agnostyka i w gawędziarskim stylu, stara się ukazać dzieje opisane w Biblii. I, choć chwilami fantazjuje, częściowo zanudza, to jednak popełnia solidną książkę. To wszystko, to jednak tylko moje subiektywne odczucia, z którymi nie każdy musi się zgodzić. Aby wyrobić sobie własne zdanie należy sięgnąć po tę pozycję i samemu ocenić ją według siebie.
 

Data przeczytania: 16-06-2016 (od: 28-05-2016)


Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                         3/5

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty