wtorek, 12 lipca 2016

Láska nebeská

„Láska Nebeská”
to zbiór felietonów, krótkich reportaży, w których Mariusz Szczygieł przybliża swoim czytelnikom Czechy jako państwo, ale też Czechów, ukazując ten naród, jako ludzi o ogromnym poczuciu humoru (niekiedy bardzo specyficznego) oraz o dużej dawce dystansu do samych siebie.

Mariusz Szczygieł za pomocą ważnych wydarzeń i osób życia publicznego (m.in. piosenkarzy Karela Gotta, Václava Neckárza oraz pogrzebu Václav Havela), przedstawicieli sztuki (Ivan Martin Jirous, zwany Świrusem), literatury (Karel Čapek i jego „Fabryka Absolutu”, Viola Fischerová, Bohumil Hrabal) buduje obraz Czechów, jako bardzo sympatycznej społeczności. Przy okazji czytelnik może poznać wiele ciekawych postaci. Dla mnie sporym plusem książki były opisy trzech interesujących postaci. Pierwszą jest wspomniany wcześniej artysta Ivan Jirous. Drugą Věra Saudková. Szczygieł umieścił tu bardzo ciekawy rozdział, nieco przybliżający postać córki Franza Kafki. Trzecia osoba to Jára Cimrman. Ten zabawny i niezwykle ciekawy rozdział dotyczący wynalazcy i dramaturga (jednej z najciekawszych i zarazem najbardziej zagadkowych postaci w Czechach), jest kolejnym potwierdzeniem specyficznego humoru czeskiego społeczeństwa, a także ich chęci do mieszania faktów i fikcji z naciskiem na zamiłowanie do gloryfikowania tego drugiego.

Natomiast miłośnicy filmu odnajdą w „Lásce Nebeskiej” sporo interesujących tytułów czeskiej kinematografii, jak m.in. „Pociągi pod specjalnym nadzorem”, „Butelki zwrotne”, „Sklep przy głównej ulicy” czy „Palacz zwłok”.

Jedyne, czego mi zabrakło w „Lásce nebeskiej”, to rozdziały poświęcone czeskiemu ateizmowi. Wprawdzie są tu fragmenty opisujące brak zainteresowania Czechów religią; nie może się jednak obejść bez porównania, iż temat ten doskonale uzupełnia „Zrób sobie raj”. Niektóre tematy polityczne trochę się dłużyły, przez co miałam ochotę nieco obniżyć swoją ocenę.

Jednakże pozostanę przy ocenie dobrej. Ponieważ książka posiada dodatkową zaletę - jest napisana lekkim stylem, dzięki czemu przyjemnie się ją czyta. W niektórych rozdziałach Czechy jawią się tu jeszcze bardziej ”rajskie”, niż po lekturze „Zrób sobie raj". A sami Czesi jeszcze bardziej sympatyczni, dzięki paru zabawnym anegdotom. Począwszy od tych zwyczajnych anegdot opowiedzianych przez ludzi, po zabawne napisy klozetowe, co czyni „Láskę nebeską” książką o bardzo pozytywnym, iście antydepresyjnym wydźwięku.

Dla Pana Mariusza Szczygła należą się więc słowa uznania za to, iż popełnił kolejny dobry, interesujący reportaż. Tym samym, dla mnie, „Láska nebeska” jest następną książką jego autorstwa, która skłoniła mnie do poszukiwań w świecie czeskiej literatury i kinematografii.

Data przeczytania: 11-07-2016 (od: 12-01-2016)


Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                         3/5

czwartek, 7 lipca 2016

Beksiński. Dzień po dniu kończącego się życia

Książka podzielona jest na dwie części. Pierwsza część „Rozmowy”, to wywiad z Wiesławem Banachem – Dyrektorem Sanockiego Muzeum Historycznego, ale też osobą, która miała częsty kontakt ze Zdzisławem Beksińskim, a także wykonawca ostatniej woli Artysty. Z owych rozmów czytelnik może dużo dowiedzieć się o osobie Beksińskiego. O tym, jak wyglądała jego pracownia, jakim był on człowiekiem, jak postrzegał siebie, swój talent oraz jaki miał stosunek do swojego malarstwa. Także to, jak postrzegał kwestie wiary, Kościoła oraz życia i śmierci. Zdzisław Beksiński w rozmowie autora książki z Banachem, jawi się czytelnikowi jako człowiek ciepły, życzliwy, o ogromnym poczuciu dobra, skory do pomocy innym w potrzebie, bardzo spokojny, a przede wszystkim bardzo skromny, często wstydliwy. Nie szukał poklasku. Miał duży dystans tak do siebie samego, jak i do swojej sztuki. Nie chciał, by inni postrzegali jego malarstwo jako sztukę, która symbolizowała by coś, ani nie lubił, gdy inni próbowali opisywać jego obrazy poprzez wyszukane słowa. Bo malował tak, jak widział, a słowną interpretację obrazu postrzegał tak, jak określanie słowem pisanym dźwięku. Pierwsza część książki, poprzez rozmowy, ukazuje czytelnikowi nie tylko osobę Beksińskiego i dywagacje na temat malarstwa - rozmowy te, to także interesujące refleksje o życiu i śmierci.

„Rozmowy” to część bardzo ciekawa, którą przeczytałam z dużym zainteresowaniem. Bogata o najciekawsze wypowiedzi z dzienników Beksińskiego. Niestety pierwsza część to tylko nieco ponad sto stron bardzo ciekawej lektury spośród niemal czterystu pięćdziesięciu stron całości książki. Zdecydowana większość należy do części drugiej „Dzienniki”. W tej części czytelnik może zobaczyć codzienność Artysty „dzień po dniu”. Dzienniki obejmują lata 1994-2005. I niestety dla mnie nie były one pasjonującą lekturą. W opisie książki możemy przeczytać, iż jest to lektura pełna ironii Beksińskiego. Według mnie w wybranych tu dziennikach tej ironii jest jak na lekarstwo. Konflikt malarza z jego wspólnikiem Dmochowskim ciągnął się latami, co w dziennikach objawia się ciągłym narzekaniem na niego. Efekt? Tak samo jak Artysta męczył się ze współpracą z Dmochowskim, tak i czytelnik jest zmęczony ich wzajemnym konfliktem. Fakt, iż w Leclerc zabrakło coca-coli (o czym Beksiński kilka razy wspomina), nie jest zbyt pasjonujący. Wprawił mnie w irytację gdy przeczytałam to po serii wcześniejszych nudnych, równie zbędnych informacji . Dziś mogę go interpretować jako lekką ironię. Jednakże wszystkie: „muszę zadzwonić do (…)”, „zjadłem na kolację (…)” męczyły mnie tak samo, jak informacje o tym po ile kupił płyty oraz nad jakim modelem aparatu się zastanawia (o czym rozpisuje się bardzo szczegółowo). Natomiast częste zapisy meteorologiczne nie raz sprawiały, że czułam się jakbym czytała dziennik pokładowy jakiegoś bosmana, tudzież pamiętnik nastolatki, zwłaszcza gdy danego dnia zjawiska pogodowe były jedyną rzeczą, która miała miejsce.

Są to fragmenty „Dzienników” Beksińskiego, a wpisy wyselekcjonował Wiesław Banach. Wiadomo, codzienność człowieka niekiedy bywa monotonna. Jednakże opis książki sugeruje niezwykle pasjonującą lekturę, bogatą w życiowe przemyślenia na temat owej codzienności. Owszem zdarzają się refleksje Artysty na temat życia, śmierci (zwłaszcza po śmierci żony i syna). Pada wiele mądrych stwierdzeń, także ironicznych, niekiedy też zabawnych (znalazłam tutaj sporo interesujących cytatów), aczkolwiek całość wypada dość marnie, jeśli brać pod uwagę zainteresowanie czytelnika, które podczas lektury „Dzienników” niekiedy maleje z każdą stroną bardziej. O ile „Rozmowy”, które są przecież tylko uzupełnieniem do „Dzienników”, były dla mnie niezwykle ciekawe (również bogate w przemyślenia Beksińskiego – tu przytoczone przez Wiesława Banacha - będąc niejako wyrwanymi z kontekstu), o tyle same „Dzienniki” niepomiernie mnie znudziły i sprawiły, że tylko wyczekiwałam aż zobaczę ostatnią stronę. Ponieważ są to wybrane fragmenty z Jego „Dzienników”, zastanawia mnie jaka jest reszta, która nie została wybrana do tego zbioru? Może ciekawsza? Może zawiera więcej refleksji…? Nie rozumiem dlaczego do tego zbioru wybrano wpisy, które zawierają zapis temperatury i nic poza tym. W to miejsce równie dobrze można było wybrać właśnie jakiś bardziej wartościowy wpis/przemyślenie, bądź nie umieszczać nic.

Po bardzo interesujących zapowiedziach tej książki, mając ją za sobą, czuję niestety spory niedosyt. Nie można powiedzieć, że jest to książka słaba, dlatego wystawiam jej zasłużone cztery gwiazdki. Z uwagi na bardzo dobrą pierwszą część z „Rozmowami”, także wiele istotnych, mądrych przemyśleń malarza (także Wiesława Banacha), ale przede wszystkim z szacunku do samego Zdzisława Beksińskiego. Mojego ulubionego Artysty, którego sztuka intryguje mnie od zawsze, wciąż z niesłabnącą mocą. I już chyba na zawsze pozostanie najbardziej ulubioną.
 

Data przeczytania: 7-07-2016 (od: 28-06-2016)


Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

4/10          1/5                         4/10                         2/5

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty