Sięgając po tą historię, spodziewałam się trochę bardziej zawoalowanej intrygi, tymczasem główna tajemnica już po kilku rozdziałach jest tak przedstawiona, że można już domyślić się dalszej akcji. I gdy już myślałam, że to będzie największy mój zawód, nagle zdarzają się sytuacje między tą dwójką bohaterów, które każą mi źle myśleć o tych postaciach. On - strasznie zadufany, egoistyczny dupek, ona naiwna idiotka. Rozumiem, że jest o typowy, harlequinowy romans. Sztampowy do bólu. Nawet już machnęłam ręką na opis, który wzbudził moją ciekawość i zwrócił moje oczy w kierunku właśnie tego tytułu, gdyż czytając streszczenie już wówczas można mieć takie przeświadczenie, że to nie może być aż tak dobre, żeby miało się udać. To wtedy ta książka musiałaby mieć minimum trzysta stron. Jednakże nie mogę pojąć jak można być taką zaślepioną kobietą, tak naiwną, ale też - tak bardzo wierzącą w tego faceta. Zwłaszcza nie po tym, jak ją traktował w tej historii.
Można przeczytać, książka ujdzie w tłumie, wszak jest to taka schematyczna historia na jeden raz, gdzie akcja dzieje się w tempie błyskawicznym (nawet aż za bardzo). Nie mamy tu przesadnie ostrych scen erotycznych. Plusem może być klimat Włoch, w którym jest utrzymana ta opowieść - mimo akcji w San Francisco, na chwilę mamy też Rzym, włoskie restauracje, trochę włoskich zwrotów. Jednakże uprzedzam, że można poczuć lekki niedosyt tą historią. I zirytować się głównie naiwnością Lilley, jej głupiutkim sposobem bycia w niektórych scenach, a także przesadną władczością oraz przekonaniem o swojej nieomylności Alessandra.
Bardzo ciekawy blog - gratulacje dla autorki :)
OdpowiedzUsuń