poniedziałek, 16 czerwca 2025

Done and Dusted

CYKL: "REBEL BLUE RANCH" (TOM 1)


Pierwszy tom kowbojskiego cyklu "Rebel Blue Ranch"
, w którym poznajemy Clementine (Emmy) Ryder. Dziewczyna wraca z Denver do rodzinnego miasteczka Meadowlark w stanie Wyoming, po tym jak uległa nieszczęśliwemu wypadkowi spadając z konia. Nie przyznaje się jednak do tego przed ojcem i braćmi. Nawet Teddy, jej najbliższa przyjaciółka, nie zna wszystkich tajemnic Emmy, zwłaszcza tej dotyczącej wypadku. Razem z przyjaciółką idą do baru "Diabelski But". Tam spotykają Luke'a Burrowsa - znajomego Emmy z dzieciństwa, z którym się wychowywała, i który pod maską playboya ukrywa wrażliwą duszę. Oboje nie pałają do siebie uwielbieniem... Jak potoczą się losy tej dwójki? Czy uda im się znaleźć nić porozumienia?
 
Zacznę o plusów, bo tych widzę tu niewiele. Nie czytałam wcześniej chyba żadnego romansu z końmi w tle. Mam więc ambiwalentne uczucia co do klimatu rancza, tematyki koni i wyścigów konnych. Jednak dla kogoś, kto lubi kowbojskie romanse, to ten klimat można by było uznać za plus. Ja jednak skupię się na innym walorze, a ten dotyczy tej delikatnej strony w relacji dwójki głównych bohaterów - czyli wzajemnego wsparcia.
Clementine, która po latach wraca do rodzinnego miasteczka Wyoming, z wyraźną traumą po wypadku na rodeo, jej początkowa relacja z Brooksem, relacje rodzinne głównych bohaterów.  Wszystko to budzi potencjał, wciąga czytelnika i obiecuje dobry materiał na opowieść o rodzącym się, romantycznym uczuciu. Zwłaszcza, że na początku książki, właśnie tak Autorka przedstawia emocje głównych bohaterów – jako romantyczne, ładne uczucie, więź, troska. Podobały mi się wszystkie te opisy, w których Emmy i Luke wzajemnie sobie pomagali, niezależnie o to czy chodziło o rodzinne zawirowania jednego, czy o lęki i niepokoje drugiego. Było to ładne i budujące.
 
Zaczęło się więc obiecująco. Niestety, gdzieś po drodze Sage zrezygnowała z dalszego budowania tej emocjonalnej głębi między bohaterami, a zamiast tego postawiła na wręcz surową fizyczność. Ponadto wkładając w usta bohaterów wulgarne słowa nazywające po imieniu czyny, które następowały... I to już nie było fajne. Bo zburzyło mi obraz tej dwójki. Autorka brnęła w to dalej, robiąc to tak często i w takim stopniu, że żadne dalsze miłe sytuacje, które miały miejsce i przypominały o tym, że przecież bohaterowie czuli do siebie coś więcej. nie były już dla mnie takie same w odbiorze. Kompletnie nie pasowały mi te ich wulgarne słowa i myśli. Zwłaszcza w postaci Luke'a, który chwilami zachowuje się wyjątkowo toksycznie. Jego wewnętrzne monologi i czyny są wręcz przemocowe. I nikt - a szczególnie Autorka - nie przekona mnie, że Luke jest tu pozytywną postacią. Bo też komu to się niby ma podobać? Przykładowo: facet, który wcześniej zwracał się do niej per "kotku", poddusza partnerkę, i jednoczesne czytamy:  "ależ ja ją uwielbiam"... "Uwielbiam" - no tak! Chyba dusić w czasie seksu. Płytkie to jest. I wkurzające, kiedy czytelnik ma w głowie początki ich znajomości.
 
Następna sprawa: podobno  mamy tu do czynienia z romansem typu "slow burn' - jak zresztą możemy przeczytać na okładce. Cóż, sięgając po "slow burn", oczekuję budowanego krok po kroku, emocjonalnego napięcia, pogłębiających się relacji i uczucia, które dojrzewa - POMAŁU. To rozumiem poprzez "slow burn": powolne zbliżanie się dwójki głównych bohaterów, subtelny flirt, trochę "enemies to lovers" (i tu uwaga, bo na początku też miał być i ten motyw), a później emocjonalne uniesienia.  Czy tak jest w przypadku "Done and Dusted"? No absolutnie nie! Zamiast tego dostajemy fabularny galop, który prowadzi głównie do scen erotycznych, dosadnych w słowach i opisach do tego stopnia, że wszystko zaczyna przypominać bardziej fanfik erotyczny napalonej nastolatki, aniżeli przemyślany romans w stylu "slow burn". 
 
I tak: sięgając po tę książkę wiedziałam, że piszę się na mocne opisy erotycznych scen. I pewnie by to przeszło, gdyby od początku miało chodzić tylko o to, a bohaterowie od pierwszych stron daliby się poznać jako napalona, niewyżyta seksualnie para z cechami podobnymi do Teddy, przyjaciółki głównej bohaterki, która w tym momencie wydaje się być tutaj jedną z nielicznych autentycznych w zachowaniu postaci. Bo ona od samego początku zachowuje się w określony sposób, nie pozostawiający wątpliwości co do tego, jaką jest osobą: czyli niezależną, zwariowaną, flitującą ze wszystkimi dookoła, wyzwoloną młodą kobietą. A tu zaskoczenie, bo jej przyjaciółka, cudowny, pokrzywdzony przez los "kotek" Luke'a, (dosłownie, bo przecież często Luke wspomina: "ona jest moja!"), okazuje się być taką łóżkową diablicą, jaką nie powstydziłaby się zapewne sama Teddy.
 
Styl Autorki w tej książce jest ostry. Wiele sytuacji przemocowych i agresywnych, a bohaterowie pełni temperamentu. Wprawdzie są tu stawiane granice w tych zachowaniach - i to jest w porządku, inaczej poziom toksyczności tej książki osiągnąłby level hard, ale to nie zmienia faktu, że ten negatywny wizerunek bohaterów ukazany w późniejszych rozdziałach, kłóci mi się z ich wizerunkiem z początku książki. Tym bardziej, mając wiedzę o tym, że spotkam się tu z ostrymi scenami, prawdopodobnie inaczej bym odebrała tą historię, gdyby od samego początku chodziło o porno i tylko porno. I właśnie za to obniżam ocenę, uznając "Done and Dusted" za mocno średnią. Za to przekłamanie co do historii "slow burn" oraz za "kotka" i "miłość jego życia" połączonego z brakiem szacunku wobec tej kobiety (też w codziennym życiu) - czyli za podjęcie próby ukazania czegoś romantycznego i głębokiego w czymś, co później kompletnie nie idzie w tym kierunku.
 
Podsumowując: jeśli ktoś szuka slow burnowego romansu - to nie ten adres. Jeśli ktoś szuka ładnego, romantycznego kowbojskiego romansu - to nie ten adres. Jeśli szukacie spicy historii, jazdy bez trzymanki, nie zraża Was przemoc i traktowanie kobiet w sposób uprzedmiotawiający - to trafiliście idealnie. 

Data przeczytania16-05-2025 (od: 30-05-2025)

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

4/10           2/5                        4/10                          2/5

1 komentarz:

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty