środa, 4 listopada 2020

Vogue Polska, nr 27-28/maj-czerwiec 2020

W majowo-czerwcowym numerze moją największą uwagę zwróciły następujące artykuły:


- "Małgosia Bela: Innego końca świata nie będzie" (str. 18-21) - Małgorzata Bela w swoim tekście przypomina dzień 11 września 2001, w którym to podczas jej pobytu w Nowym Jorku zaatakowano wieże World Trade Center.
- "Rola życia" (str. 110-113) - artykuł Anny Sańczuk o aktorce Alinie Czyżewskiej, która porzuciła aktorstwo dla działalności społecznej.
- "Teatr zaangażowany" (str. 146-161) - bardzo ładna sesja zdjęciowa autorstwa Marie Schuller z bardzo ładnymi stylizacjami haute couture Danieli Agnelli.
- "Gdy wrażliwość miesza się z intensywnością" (str. 192-201) - z owego wywiadu z Marion Cotillard wyróżniam sesję zdjęciową autorstwa Lachlan Bailey i stylizacje Emmanuelle Alt. Sam wywiad zwyczajnym jest, nie wniósł do mojego życia nic szczególnego.
- "W poszukiwaniu stałego punktu odniesienia" (str. 209-217) - wisienka na torcie autorstwa Marii Fredro-Bonieckiej. Artykuł opatrzony sporą ilością ciekawych archiwalnych zdjęć z magazynów "Vogue'a" z lat pierwszej i drugiej wojny światowej. Tekst dotyczy tego, jak postrzegano modę oraz pisanie o niej w magazynie w kryzysowych latach. Chapeau bas, bo to najlepszy, najciekawszy artykuł jaki przeczytałam w polskim wydaniu "Vogue'a" (w ogóle - jak do tej pory).

Warto było dokończyć ten numer, choćby dla tego artykułu "W poszukiwaniu stałego punktu odniesienia", gdyż numer ogólnie nie powala na kolana. Te pięć tematów. które wymieniłam to wszystko, co zasłużyło na moją uwagę. Czyli trzy artykuły i dwie sesje zdjęciowe i to nie główna, choć okładka jest ładna (sama sesja mnie nie urzekła). Numer miałam ochotę uznać za słaby, ostatecznie uważam, że ujdzie. Stąd taka ocena a nie inna.

Data przeczytania: 4-11-2020 (od: 25-10-2020)

Ocena:

LC            nakanapie.pl            booklikes.com

4/10          4/10                          2/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty