środa, 24 grudnia 2014

Zbyt głośna samotność

To moja druga książka Bohumila Hrabala. Druga, której wcale miało nie być, bo po lekturze "Auteczka" nie miałam ochoty sięgać po żadne inne tytuły tego autora. Jednak kilka przeczytanych wcześniej pochlebnych opinii o "Zbyt głośnej samotności" sprawiło, że przeprosiłam się z Hrabalem. Dziś jestem wdzięczna tym użytkownikom, których opinie sprawiły, że zdecydowałam się sięgnąć po tą książkę.


Już pierwsze słowa "Zbyt głośnej samotności" wprawiły mnie w zachwyt. Autor posługuje się tutaj bardzo ładnym językiem, wręcz poetyckim - i ten stan utrzymuje się przez dużą część książki. Myślę, że to właśnie ta poetyckość, bardzo barwny i ładny język to główna przyczyna tego, iż tą książkę każdy mógłby indywidualnie zinterpretować.

Bardzo spodobał mi się główny bohater - Hanio. Jego miłość do książek dało się odczuć już w pierwszych akapitach. To sprawia, że czytelnik będący równym jemu miłośnikiem książek - może się utożsamić z Hanio. A słowa:

„Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.”

uważam za jedne z piękniejszych jakich Bohumil Hrabal użył w tej historii.
Hanio pracuje w fabryce, której zadaniem jest niszczenie książek dostarczonych przez różnych ludzi. Jego życie wypełnia głównie rutyna codziennych czynności oraz wewnętrzne rozdarcie między swoim obowiązkiem (pracą), a miłością do książek. Jego pasja doprowadza do tego, że sam "ratuje" książki przed ich zniwelowaniem. Czyta każdą z nich - dzięki temu jest "wykształcony mimo woli".

"Zbyt głośna samotność" liczy dziewięć niedługich rozdziałów, Bardzo podobały mi się pierwsze trzy rozdziały (ukazujące wewnętrzne rozterki bohatera). Przypadł mi też do gustu rozdział szósty, gdzie widzimy załamanie bohatera w związku z ujrzeniem nowej niszczarki. Na uwagę zasługuje opis dzieci z wycieczki (i ich poczynań). W rozdziale tym autor bardzo ładnie ukazał także "śmierć książek" w rękach nowych, młodych pracowników. Nigdy nie czytałam tak pięknie ubranego w słowa procesu niszczenia (wręcz darcia) powieści. Świetnym pomysłem autora jest tchnienie w książki życia poprzez ukazanie ich jako "zjeżone", "przerażone", "upadające na taśmę produkcyjną. Hrabal po raz pierwszy sprawił, że zrobiło mi się żal tych wszystkich przestraszonych książek. Pozwolił mi popatrzeć na nie, jak na żywe istoty. To jeszcze bardziej spotęgowało moją pozytywną ocenę.

Miłośników opowieści z dialogami uprzedzam, że tu ich nie znajdziecie. Tutaj smakujemy opis - w głównej mierze - przemyśleń bohatera. Ta cieniutka książka napisana jest jednym ciągiem. Autor używa czasem bardzo rozbudowanych zdań, co sprawia wrażenie jednego wielkiego monologu. Zauważyłam, że przestało mi się to podobać gdy pod koniec autor niemal dobił mnie ciągłym powtarzaniem słów "a potem (...)". Nie przepadam za takimi wyliczankami w książkach, gdyż szybko zaczynają irytować czytelnika.

Bez wahania uznałabym "Zbyt głośną samotność" jako rewelacyjną, gdyby nie opisane wyżej powtórzenia, a także cały rozdział czwarty, w którym Hrabal dokonuje porównania młodego Jezusa i starego Lao-cy, a także umieszcza (dość nużący i męczący) opis znajomości bohatera z pewną Cyganką.

Mimo tych drobnych niuansów jestem zadowolona z lektury. Czytało mi się ją szybko i w miarę przyjemnie. Oceniam jako bardzo dobrą.
Książkę jak najbardziej polecam.
 
Data przeczytania: 24-12-2014 (od: 20-12-2014)
Data pierwszego re-readu: 15.02.2023 (od 14.02.2023)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

7/10          4/5                         7/10                          3,5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty