Drugi numer polskiej edycji "Vogue'a" wprawił mnie w lekką konsternację już na sklepowej półce. Szok był jeszcze większy, kiedy zobaczyłam cenę pisma. Dlaczego? Zacznę więc swoją opinię od największego minusa...
Mojego szoku dokonała grubość magazynu. To, co było jednym z plusów i tym samym dużym walorem tytułu odróżniającym go od innych będących na rynku, to była między innymi właśnie jego grubość i waga. Co zresztą nikogo, kto chociaż raz trzymał w rękach zagraniczną edycję nie zdziwi, ani dziwić nie powinno. Co się wydarzyło tym razem? Otóż mamy drugi numer - uwaga - odchudzony! I to bagatela o... 109 stron (!) I to widać, i to się czuje. Słuchajcie, bo teraz będzie najlepsze: cena magazynu pozostała ta sama (!!!) - czyli "tylko" 16,90zł...
Drugi minus: kilka literówek w tekstach (czego w poprzednim numerze nie zaobserwowałam) i powtórzona informacja o Yaoi Kusamie, tylko z innymi zdjęciami.
Trzeci minus: biała czcionka zlewająca się z jasnym tłem, na którym jej użyto. To samo widziałam już w pierwszym numerze, tu zdarza się notorycznie, męcząc wzrok przy próbie przeczytania.
Dalej mamy plusy a są nimi:
- okładka - pierwsze, co już możemy zauważyć: w końcu ładne, eleganckie zdjęcie autorstwa Chris'a Colls'a przedstawiające Evę Herzigovą,
- "Sposób na równowagę" - krótki artykuł, gdzie tym razem Ewelina Dziewiela przedstawia postać szefowej mody ukraińskiego "Vogue'a" Julie Pelipas (str. 54-58),
- "Oderwij się od ziemi" - ciekawy tekst Katarzyny Koper, w którym autorka opisuje swoje doświadczenia w związku z formą ćwiczeń w hamakach (aerial joga, fly joga, AntiGravity Fitness) (str. 92-94).
- "Rzeczy, które trwają" - głównym bohaterem tego krótkiego tekstu Elżbiety Szawarskiej jest fotograf Horst P. Horst (116-118).
- mniejsza ilość reklam - i to jest najprawdopodobniej przyczyna tej "anoreksji" "Vogue'a". Otóż, proszę Państwa: żegnamy reklamy wraz ze stroną 120-tą, właściwie już do końca pisma (już nie wliczam tych dwóch reklam przy końcu). Co za tym idzie? Dokładnie w połowie magazynu "Vogue" przestaje nas wkurzać wszędobylską reklamą, możemy zacząć delektować się ciekawymi sesjami zdjęciowymi i artykułami, których nie przerywa nam żaden proponowany produkt,
- sesja z wcześniej wymienioną Evą Herzigovą opatrzona jej wypowiedziami - sesja bardzo in plus, minimalistyczna acz ładna, gdzie możemy podziwiać Evę jako taką "normal girl" (str. 120-143),
- "Jestem oddzielną osobą" - ciekawy wywiad, który Katarzyna Bielas przeprowadziła z Panią Barbarą Stuhr (182-187),
- "Pamięć organiczna" - tekst Jerry'ego Stafford'a opatrzony zdjęciami Jean'a Baptiste Mondino, w którym czytamy o najnowszym pokazie haute couture "Ludi Nataurae", z kolekcji Iris Van Herpen i Peter'a Gentenaar'a. Ciekawe, warte uwagi fotografie (188-195).
- "Misja specjalna" - artykuł Ewy Winnickiej. Interesujące spojrzenie na medycynę z punktu widzenia czterech lekarek o różnej specjalności, które opowiadają o swoim zawodzie (196-201).
- "Noblesse oblige" - bardzo ładna sesja z fotografiami Kuby Ryniewicza. Na zdjęciach hipnotyzująco piękna, czarnoskóra modelka: Grace Bol (202-209),
Zastanawiam się czy się śmiać, czy płakać. Mam wrażenie, że to drugie. Szkoda, bo drugi numer w odróżnieniu od pierwszego robi lepsze wrażenie wizualne (ładniejsza okładka, o wiele ładniejsze sesje) i jest też lepszy merytorycznie (więcej ciekawych artykułów). Zważywszy na to, jak gruby jest drugi numer, pytam samą siebie: "Co się stało?" oraz: "Czy teraz tak będzie z każdym kolejnym numerem?" Nie chcę być złą wróżką, ale "widzi mi się", że ta tendencja zostanie na dłużej.
Dziwne to i smutne zarazem. Wygląda mi na to, że chyba na zachętę dostaliśmy pierwszy numer gruby i ciężki jak to na "Vogue'a" przystało (za to z niebywałą liczbą reklam). I teraz ten, drugi numer, który na półce w połączeniu z numerem pierwszym wygląda bardziej jak "Twój Styl", "Pani" lub "Zwierciadło", a nie ciężka, "wogowa cegła".
Ciekawe, biorąc pod uwagę, że większość magazynów (nawet te trzy wspomniane) ma przeważnie stałą liczbę stron niezmienną przez lata.
Niestety "Vogue Polska" schudł i to już przy drugim numerze od chwili jego zaistnienia. Najprawdopodobniej magazyn został zmniejszony o reklamy kosztem jego grubości i tym samym "po kieszeni" czytelnika. Pół magazynu reklam "co druga strona" i druga połowa treści właściwej. Czyli 50% reklam ładnie opakowanych w fajną okładkę w gabarycie "Twojego Stylu" bynajmniej nie w cenie owego "Twojego stylu", bo to przecież "ten Vogue"...
Zapewne teraz jedynym luksusem "tego Vogue'a" odróżniającym ten tytuł od innych będzie już tylko elegancka, profesjonalna okładka i mniej lub bardziej dobre [ciekawe, ładne] sesje zdjęciowe. I to wszystko za szesnaście dziewięćdziesiąt złotych. Pięknie...
Moja ocena jest nieco wyższa niż ocena pierwszego numeru z uwagi na lepszą estetykę pisma oraz za to, że wciąż mamy interesujący poziom (bardziej niż w poprzednim). Jednakże zaistniałe posunięcie wydawnictwa wciąż uważam za słabe.
Kwietniowy numer polskiego "Vogue'a" dokładam na półkę do pierwszego z niedosytem. Smutny to widok. Pocieszam się faktem, iż mam zagwarantowane, że choć przez drugą połowę magazynu będę mogła delektować się spokojną lekturą bez reklamowych przerywników.
Luksus to kosztowny zarazem...
Mojego szoku dokonała grubość magazynu. To, co było jednym z plusów i tym samym dużym walorem tytułu odróżniającym go od innych będących na rynku, to była między innymi właśnie jego grubość i waga. Co zresztą nikogo, kto chociaż raz trzymał w rękach zagraniczną edycję nie zdziwi, ani dziwić nie powinno. Co się wydarzyło tym razem? Otóż mamy drugi numer - uwaga - odchudzony! I to bagatela o... 109 stron (!) I to widać, i to się czuje. Słuchajcie, bo teraz będzie najlepsze: cena magazynu pozostała ta sama (!!!) - czyli "tylko" 16,90zł...
Drugi minus: kilka literówek w tekstach (czego w poprzednim numerze nie zaobserwowałam) i powtórzona informacja o Yaoi Kusamie, tylko z innymi zdjęciami.
Trzeci minus: biała czcionka zlewająca się z jasnym tłem, na którym jej użyto. To samo widziałam już w pierwszym numerze, tu zdarza się notorycznie, męcząc wzrok przy próbie przeczytania.
Dalej mamy plusy a są nimi:
- okładka - pierwsze, co już możemy zauważyć: w końcu ładne, eleganckie zdjęcie autorstwa Chris'a Colls'a przedstawiające Evę Herzigovą,
- "Sposób na równowagę" - krótki artykuł, gdzie tym razem Ewelina Dziewiela przedstawia postać szefowej mody ukraińskiego "Vogue'a" Julie Pelipas (str. 54-58),
- "Oderwij się od ziemi" - ciekawy tekst Katarzyny Koper, w którym autorka opisuje swoje doświadczenia w związku z formą ćwiczeń w hamakach (aerial joga, fly joga, AntiGravity Fitness) (str. 92-94).
- "Rzeczy, które trwają" - głównym bohaterem tego krótkiego tekstu Elżbiety Szawarskiej jest fotograf Horst P. Horst (116-118).
- mniejsza ilość reklam - i to jest najprawdopodobniej przyczyna tej "anoreksji" "Vogue'a". Otóż, proszę Państwa: żegnamy reklamy wraz ze stroną 120-tą, właściwie już do końca pisma (już nie wliczam tych dwóch reklam przy końcu). Co za tym idzie? Dokładnie w połowie magazynu "Vogue" przestaje nas wkurzać wszędobylską reklamą, możemy zacząć delektować się ciekawymi sesjami zdjęciowymi i artykułami, których nie przerywa nam żaden proponowany produkt,
- sesja z wcześniej wymienioną Evą Herzigovą opatrzona jej wypowiedziami - sesja bardzo in plus, minimalistyczna acz ładna, gdzie możemy podziwiać Evę jako taką "normal girl" (str. 120-143),
- "Jestem oddzielną osobą" - ciekawy wywiad, który Katarzyna Bielas przeprowadziła z Panią Barbarą Stuhr (182-187),
- "Pamięć organiczna" - tekst Jerry'ego Stafford'a opatrzony zdjęciami Jean'a Baptiste Mondino, w którym czytamy o najnowszym pokazie haute couture "Ludi Nataurae", z kolekcji Iris Van Herpen i Peter'a Gentenaar'a. Ciekawe, warte uwagi fotografie (188-195).
- "Misja specjalna" - artykuł Ewy Winnickiej. Interesujące spojrzenie na medycynę z punktu widzenia czterech lekarek o różnej specjalności, które opowiadają o swoim zawodzie (196-201).
- "Noblesse oblige" - bardzo ładna sesja z fotografiami Kuby Ryniewicza. Na zdjęciach hipnotyzująco piękna, czarnoskóra modelka: Grace Bol (202-209),
Zastanawiam się czy się śmiać, czy płakać. Mam wrażenie, że to drugie. Szkoda, bo drugi numer w odróżnieniu od pierwszego robi lepsze wrażenie wizualne (ładniejsza okładka, o wiele ładniejsze sesje) i jest też lepszy merytorycznie (więcej ciekawych artykułów). Zważywszy na to, jak gruby jest drugi numer, pytam samą siebie: "Co się stało?" oraz: "Czy teraz tak będzie z każdym kolejnym numerem?" Nie chcę być złą wróżką, ale "widzi mi się", że ta tendencja zostanie na dłużej.
Dziwne to i smutne zarazem. Wygląda mi na to, że chyba na zachętę dostaliśmy pierwszy numer gruby i ciężki jak to na "Vogue'a" przystało (za to z niebywałą liczbą reklam). I teraz ten, drugi numer, który na półce w połączeniu z numerem pierwszym wygląda bardziej jak "Twój Styl", "Pani" lub "Zwierciadło", a nie ciężka, "wogowa cegła".
Ciekawe, biorąc pod uwagę, że większość magazynów (nawet te trzy wspomniane) ma przeważnie stałą liczbę stron niezmienną przez lata.
Niestety "Vogue Polska" schudł i to już przy drugim numerze od chwili jego zaistnienia. Najprawdopodobniej magazyn został zmniejszony o reklamy kosztem jego grubości i tym samym "po kieszeni" czytelnika. Pół magazynu reklam "co druga strona" i druga połowa treści właściwej. Czyli 50% reklam ładnie opakowanych w fajną okładkę w gabarycie "Twojego Stylu" bynajmniej nie w cenie owego "Twojego stylu", bo to przecież "ten Vogue"...
Zapewne teraz jedynym luksusem "tego Vogue'a" odróżniającym ten tytuł od innych będzie już tylko elegancka, profesjonalna okładka i mniej lub bardziej dobre [ciekawe, ładne] sesje zdjęciowe. I to wszystko za szesnaście dziewięćdziesiąt złotych. Pięknie...
Moja ocena jest nieco wyższa niż ocena pierwszego numeru z uwagi na lepszą estetykę pisma oraz za to, że wciąż mamy interesujący poziom (bardziej niż w poprzednim). Jednakże zaistniałe posunięcie wydawnictwa wciąż uważam za słabe.
Kwietniowy numer polskiego "Vogue'a" dokładam na półkę do pierwszego z niedosytem. Smutny to widok. Pocieszam się faktem, iż mam zagwarantowane, że choć przez drugą połowę magazynu będę mogła delektować się spokojną lekturą bez reklamowych przerywników.
Luksus to kosztowny zarazem...
Data przeczytania: 17-03-2018 (od: 14-03-2018)
Ocena
LC nakanapie.pl booklikes.com
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz