"Zniewolony" to oparta na prawdziwych wydarzeniach historia Salomona Northup'a, czarnoskórego mężczyzny podstępem zmuszonego do niewolnictwa. W okresie dwunastu lat, kiedy to był niewolnikiem, kilkakrotnie zmieniał swoich panów, którzy z kolei w mniejszym lub większym stopniu traktowali go nieludzko.
Nie jest to lektura łatwa przez wzgląd na styl wypowiedzi autora. Wprawdzie - jak czytamy we wstępie - są to wspomnienia spisane z zachowaną oryginalną pisownią. Jednak ten styl oraz czasem niektóre użyte tu słowa mogą irytować - szczególnie na początku. Z czasem można się do tego przyzwyczaić, mimo to książkę czytało mi się z tego powodu wolniej. Do największej irytacji doprowadziło mnie użycie kilkunastu "że" w jednym zdaniu (oddzielonym średnikami) oraz owe "że" na początku niektórych zdań.
Sama powieść też do najciekawszych nie należy. Mimo, iż temat niewolnictwa - procederu, do którego człowiek nigdy nie powinien był dopuścić - nie jest tematem nużącym, to autorowi udało się zanudzić mnie w paru rozdziałach. Głównie za sprawą nużących opisów np. kolejnych przeprowadzek od jednego pana do drugiego (czasem opisanych rozwlekle i szczegółowo) czy też opisów zeznań w sądzie (w końcowym rozdziale). To tylko niektóre nudne sytuacje, jakie zapamiętałam - według mnie było ich tu znacznie więcej, jednak nie ma sensu wymieniać ich wszystkich.
Historia Solomona Northup'a ma też swoje plusy - przede wszystkim jest zapisem prawdziwych wydarzeń, opisuje niełatwe życie, człowieka, który został wyrwany z dotychczasowego środowiska, wykształconego, rozdzielonego z rodziną i zmuszonego do pracy na polu swojego pana. Człowieka sprzedanego i traktowanego jak zwierzę (albo gorzej, bo przecież zwierzęta traktuje się niekiedy lepiej).
Książka zaintrygowała mnie niedługo po przekroczeniu połowy, za sprawą opisów uprawy bawełny i kukurydzy. To między innymi w tym momencie najlepiej można poznać istotę niewolnictwa - dzięki zawarciu w owych opisach całego trudu, cierpienia i wyzysku.
Później jednak historia znów zwolniła tempo, by dopiero na kilka rozdziałów przed końcem zainteresować ponownie - głownie dzięki pojawieniu się niejakiego Bass'a.
Przyznaję jej pięć gwiazdek. Ani nie polecam ani nie odradzam. Dużo lepiej mi się oglądało film na podstawie tej historii. Uważam, że w przypadku "Zniewolonego" obraz lepiej odzwierciedla sytuację bohaterów tej powieści niż słowa. Bo żadne słowa nie oddadzą tego bólu i okrucieństwa jaki można zauważyć choćby przy scenach biczowania. Nawet jeśli pochodzą od samego niewolnika opisującego swój trud.
Film w mojej ocenie jest lepszy niż książka, jednak gdybym miała poradzić komuś co wybrać najpierw: czy książkę czy jej ekranizację, radziłabym najpierw przeczytać. Z uwagi na sporo scen w filmie, które bez przeczytania mogą znużyć zamiast pozwolić widzowi dostrzec ich sens.
Sama powieść też do najciekawszych nie należy. Mimo, iż temat niewolnictwa - procederu, do którego człowiek nigdy nie powinien był dopuścić - nie jest tematem nużącym, to autorowi udało się zanudzić mnie w paru rozdziałach. Głównie za sprawą nużących opisów np. kolejnych przeprowadzek od jednego pana do drugiego (czasem opisanych rozwlekle i szczegółowo) czy też opisów zeznań w sądzie (w końcowym rozdziale). To tylko niektóre nudne sytuacje, jakie zapamiętałam - według mnie było ich tu znacznie więcej, jednak nie ma sensu wymieniać ich wszystkich.
Historia Solomona Northup'a ma też swoje plusy - przede wszystkim jest zapisem prawdziwych wydarzeń, opisuje niełatwe życie, człowieka, który został wyrwany z dotychczasowego środowiska, wykształconego, rozdzielonego z rodziną i zmuszonego do pracy na polu swojego pana. Człowieka sprzedanego i traktowanego jak zwierzę (albo gorzej, bo przecież zwierzęta traktuje się niekiedy lepiej).
Książka zaintrygowała mnie niedługo po przekroczeniu połowy, za sprawą opisów uprawy bawełny i kukurydzy. To między innymi w tym momencie najlepiej można poznać istotę niewolnictwa - dzięki zawarciu w owych opisach całego trudu, cierpienia i wyzysku.
Później jednak historia znów zwolniła tempo, by dopiero na kilka rozdziałów przed końcem zainteresować ponownie - głownie dzięki pojawieniu się niejakiego Bass'a.
Przyznaję jej pięć gwiazdek. Ani nie polecam ani nie odradzam. Dużo lepiej mi się oglądało film na podstawie tej historii. Uważam, że w przypadku "Zniewolonego" obraz lepiej odzwierciedla sytuację bohaterów tej powieści niż słowa. Bo żadne słowa nie oddadzą tego bólu i okrucieństwa jaki można zauważyć choćby przy scenach biczowania. Nawet jeśli pochodzą od samego niewolnika opisującego swój trud.
Film w mojej ocenie jest lepszy niż książka, jednak gdybym miała poradzić komuś co wybrać najpierw: czy książkę czy jej ekranizację, radziłabym najpierw przeczytać. Z uwagi na sporo scen w filmie, które bez przeczytania mogą znużyć zamiast pozwolić widzowi dostrzec ich sens.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz