poniedziałek, 5 grudnia 2011

Zielona mila

Nazywał się John Coffey "tak jak napój, tylko inaczej się pisze"... Trafił do więzienia stanowego Cold Mountain w USA w 1932 roku za okrutne morderstwo i sporo tam namieszał.

Stephen King w tej powieści serwuje czytelnikowi sporą dawkę emocji. Od gniewu począwszy, przez rozdrażnienie i podziw aż do wzruszenia i refleksji. Bohaterowie nakreśleni przez autora wzbudzają współczucie, żal i smutek. Są jednak i tacy, których sami z chęcią posłalibyśmy do wszystkich diabłów. Na pierwszy rzut oka wszystko jest jasne: zwyczajne więzienie, "klawisze", mordercy i gwałciciele skazani za swoje czyny na karę śmierci. Jednak z każdą następną stroną widzimy, że sporo się zmienia. Pozorne dobro staje się złem, a zło dobrem.

W książce tej narratorem jest jeden ze strażników ("główny klawisz") Paul Edgecombe. Przebywający w domu spokojnej starości Paul, opowiada nam historie, jakie zdarzyły się w więzieniu w Cold Mountain w roku 1932. Opisuje sytuacje niekiedy pełne agresji, niekiedy też zabawne. Choć tych drugich nie było zbyt wiele. Paul'a przepełnia raczej gorycz i smutek, kiedy wraca wspomnieniami do 1932 roku...

Jednak by nie zdradzać szczegółów odwołuję do lektury "Zielonej Mili". Sprawdźcie sami jak wyglądały wydarzenia w 1932 roku w Cold Mountain. Zobaczcie czy z którymś z bohaterów sami moglibyście się zaprzyjaźnić? Czy byłby to jeden ze strażników, czy z więźniów? A może jedni i drudzy? Kto zasługuje na potępienie? I czy można wzruszyć się czytając o Dzwoneczku? Na te i inne pytania odpowiedź w książce, którą gorąco polecam.
 
 
Data przeczytania: 4-12-2011 (od: 13-11-2011)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

7/10          4/5                         7/10                         3,5/5

 

granice.pl

5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty