piątek, 14 maja 2021

Ostatnie dni Sylvii Plath

Nie do końca rozumiem zachwyty nad tą książką. Tytuł sugeruje, że poznamy ostatnie dni życia Poetki. I owszem są fragmenty temu poświęcone. Gdyby wyjąć je wszystkie wyszłaby kilkunasto stronicowa broszura, a gdyby streścić mógłby być artykuł w magazynie. Tymczasem mamy książkę, która jest próbą odpowiedzi na pytanie jak wyglądały ostatnie dni Sylvii Plath (o czym najwięcej pod koniec książki) oraz co skłoniło tę kobietę do targnięcia się na swoje życie (co czytelnik poznaje w kilku pierwszych rozdziałach).

A reszta? Reszta, to wywody na temat męża Plath - Teda Hughesa, jej kochanek (niekiedy każdej jednej po kolei), jej psychoterapeutki, siostry męża, i tak dalej, i tak dalej...
Wywody nudne, którym w wielu rozdziałach można było poświęcić mniej miejsca na rzecz właściwej treści - Sylvii, jej życia, problemów, psychiki, powodów jej czynu i tym podobnych. Tego tu mamy jak na lekarstwo.

Dodatkowym minusem są tu liczne odniesienia do twórczości Plath i twórczości jej męża oraz próba wyjaśnienia tego jak ta twórczość tłumaczy wydarzenia faktyczne... W porządku, tylko że autor książki rozwodzi się nad tym w paru rozdziałach - i nie zaliczam tych fragmentów do interesujących.

Owszem, Rollyson wykonał dobrą robotę, co widać po spisie źródeł, którymi się posiłkował a mimo to czytało mi się to wszytko bardzo opornie.

Jeśli komuś pasuje forma i styl wypowiedzi (ciężko się czyta niektóre fragmenty przez użyty tu język); jeśli komuś nie przeszkadza, że w książce o Plath w większości czytamy o wszystkim innym dookoła - to super. Jeśli czytelnik liczy na ciekawą opowieść o Plath, jej życiu i chce spróbować zrozumieć Poetkę to nie polecam. Lepiej uruchomić wyobraźnię i złapać za jej "Dzienniki".
 
 
Data przeczytania: 14-05-2021 (od: 17-03-2021)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com
 
3/10          1,5/5                      3/10                         1,5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty