środa, 13 czerwca 2012

Siedem lat później

W książce "Siedem lat później" autorka porusza temat zdrady po kilku latach małżeństwa. Czy i na ile można ufać mężczyźnie? Mężowi?
Emily Giffin poddaje w wątpliwość fakt, że nawet najsłodszy, najmilszy, najlepszy (najbardziej wzorcowy mąż i ojciec) może ulec wdziękom innej kobiety.
Nie chcąc za dużo zdradzać z fabuły książki, nie opiszę wielu szczegółów dotyczących samych bohaterów. W zamian to, co sądzę o samej opowieści.

Podobał mi się w tej książce sposób w jaki autorka przedstawia emocje bohaterów. Ich myśli. Lubię czytać o tym, jak bohaterowie reagują na różne spotykające ich sytuacje. To trzecia książka Giffin (Po "Coś pożyczonego" i "Coś niebieskiego"), gdzie mogłam właśnie wczuć się w wachlarz emocji towarzyszącym bohaterom. I tak, mamy tu: uczucia kobiety podejrzewającej zdradę, emocje towarzyszące zauroczonej kobiecie, gdy poznaje żonatego mężczyznę (przy tym jej obawy i wątpliwości czy się nie wycofać). Bardzo podobnie jak w dwóch wcześniej wymienionych tytułach, z tym, że tutaj mamy nieco inną sytuację.

Czytelnik staje się cichym obserwatorem zarówno rodzącej się "nowej miłości", jak i rozpadającego się małżeństwa. Dwie kobiety: jedna, która czuje, że żyje, bo znów ktoś ją pokochał. Druga, której życie właśnie się zawaliło w drobny mak, przekonana, że już nic nie będzie takie jak dawniej. W tym wszystkim także mężczyzna, szanowany obywatel, lekarz, rozdarty między miłością do swoich dzieci, a rodzącym się uczuciem. No i są jeszcze dzieci, które w podobnych sytuacjach przeważnie są najbardziej pokrzywdzone. Do tego małe miasteczko i plotkujące gospodynie domowe.

By dowiedzieć się jak skończy się ten miszmasz uczuć i sytuacji - polecam przeczytać książkę.
 
Data przeczytania: 12-06-2012 (od: 29-05-2012)

Ocena 

LC            Goodreads            nakanapie.pl            booklikes.com

6/10          3/5                         6/10                         3/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Zbyt głośna samotnosć" (Bohumil Hrabal)

Bo ja gdy czytam, to właściwie nie czytam, biorę piękne zdanie do buzi i ssę je jak cukierek, jakbym sączył kieliszeczek likieru, tak długo, aż w końcu ta myśl rozpływa się we mnie jak alkohol, tak długo we mnie wsiąka, aż w końcu nie tylko jest w moim mózgu i sercu, lecz pulsuje w mych żyłach aż po krańce naczyniek włoskowatych.

Popularne posty